piątek, 2 maja 2014

11. Sigma, Smaug oraz przyjaciele z Bułgarii

- Vicki, jak chcesz iść ze mną do pracy to wstawaj!
- Już, już, chwila moment. - i przewróciła się na drugi bok. Bardzo lubiła z chodzić z wujkiem do pracy, jednak minusem było to, że musiała wówczas bardzo wcześnie wstawać. Jednak już po chwili jednak poderwała się z łóżka i pędem rzuciła się szykować do wyjścia. Po upływie drugiej chwili była w kuchni, gdzie czekało na nią śniadanie sporządzone na szybko przez jej wujka.
Dom Charliego, zwany Płomykiem ze względu oczywiście na pasję właściciela – smoki, był dość mały, jeszcze mniejszy od Muszelki, jednak dla Charliego w sam raz. Na parterze znajdowała się kuchnia połączona z pokojem dziennym, a także łazienka. Na poddaszu natomiast pokój Charliego oraz pokój gościnny. Cały dom urządzony był w ciepłych barwach i na każdym kroku można było znaleźć smocze akcenty. Chociażby malunki smoków na ścianach, czy smocze figurki na kominku.
- Możesz dziś odwiedzić Sigmę. - rzekł Charlie. - Ja niestety przez cały dzień raczej będę dość zajęty. Dostałem przed chwilą wiadomość, że Smaug* jest dziś niespokojny, więc może być niebezpiecznie i wolałbym żebyś się tam nie kręciła, okej?
- No okej, okej. - odparła Victoire. - Posiedzę trochę z Sigmą, a potem wrócę tu i zrobię obiad, czy coś w tym stylu, bo nie wiem czy pamiętasz, ale dziś po południu mają się zjawić Kalina i Borys.
- Pamiętam, pamiętam. A jutro z rana ruszamy do Nory na Sylwestra.
- Dokładnie. - uśmiechnęła się jego bratanica. - Szkoda, że już czas wracać. Chętnie zostałabym tu dłużej.
- Na wakacje wpadniesz na dłużej. - mrugnął do niej. - Coś mi się widzi, że już niedługo, jak skończysz Hogwart będę miał tu pomoc.
- Może. - zaśmiała się.
Zaraz po śniadaniu ruszyli do zagród smoków, gdzie się rozdzielili i każde poszło w swoją stronę.
- Tylko pamiętaj, ufam ci. - powiedział na odchodnym Charlie. - Jak nikomu innemu z całej tej zgrai moich siostrzeńców i bratanków. Wierzę, że nie miewasz takich pomysłów jak reszta.
- Wiem, wiem. - pokiwała głową.
         Sigma była smoczycą z gatunku zielonych smoków walijskich. Była dość łagodna w stosunku do ludzi, o ile można to powiedzieć o jakimkolwiek smoku. Victoire uwielbiała ją odwiedzać. Sigma też chyba ją lubiła bo czasem dawała się nawet pogłaskać.
- Cześć Sigma. - wyciągnęła do niej rękę, a smoczyca podeszła powoli i zbliżyła łeb do dziewczyny, żeby ta ją pogłaskała. - Pewnie do wakacji już się nie zobaczymy, bo jutro wyjeżdżam.
Oczy Sigmy zdawały się mówić, że jest jej smutno, a przynajmniej tak się Weasleyównie wydawało.
- Ale wtedy, raczej na dłużej przyjadę. - na to zwierzę mruknęło cicho, jakby z aprobatą.
Czasami Victoire wydawało się, że zwierzęta wszystko rozumieją, a już za szczególnie mądre stworzenia uważała smoki. Patrząc w ich wielkie oczy miała wrażenie, że widzi w nich jakąś mądrość, którą, gdyby tylko potrafiły mówić, mogłyby jej przekazać. Spędziła jeszcze trochę czasu przy zagrodzie Sigmy, po czym udała się w drogę powrotną do Płomyka, chciała coś przygotować na przybycie Krumów. Z tego co pamiętała ostatnio bardzo im smakował przygotowany przez nią makaron z brokułami, więc zastanawiała się czy może zrobić to na obiad. Wracając nagle usłyszała z daleka jakieś krzyki. Oczywiście w tym momencie odezwały się w niej geny Weasleyów. Żaden członek jej rodziny słysząc, że coś się dzieje, nie potrafił odejść obojętnie. Czym prędzej tam pognała. To co zobaczyła śmiertelnie ją przeraziło. Smaug istotnie był rozgniewany i miotał się na wszystkie strony, a Charlie i kilkoro innych jego opiekunów starali się go uspokoić. Nagle smok rzucił się w kierunku Weasley'a i Victoire niewiele myśląc, rzuciła się bronić swojego ulubionego wujka, choć niewątpliwie poradziłby sobie bez jej pomocy, jednak w tym momencie o tym nie myślała. Zadziałał instynkt. Skoczyła między niego, a rogogona, który właśnie zamachnął się na nich skrzydłem i złamał jej rękę którą przed siebie wyciągnęła. Z impetem upadła na ziemię. Charlie, a także reszta jego współpracowników rzuciła jej się ją ratować, jednak jak się okazało ich pomoc nie była już potrzebna. Smok się uspokoił i skulił łeb, jakby wiedział że źle zrobił. Było to naprawdę dziwne zachowanie jak na groźnego rogogona węgierskiego. Tymczasem Charlie pomógł podnieść się bratanicy, poinformował resztę, dokąd się udaje, po czym teleportował ich oboje do Płomyka, gdzie zaraz zabrał się do opatrywania jej ręki oraz kostki, którą skręciła upadając.
- Victoire Fleur Weasley! - po zrobieniu opatrunku zaczął swój wykład.- Mówiłem ci, że nie masz się tam zbliżać, to po pierwsze, a po drugie ile razy ci mówiłem, że masz uważać przy smokach? Co ja powiem twoim rodzicom? A jeszcze lepiej: co ja powiem mojej matce? Jak jej wytłumaczę, że jej najstarsza wnuczka pod moją opieką została zaatakowana przez smoka?
- Ale ja chciałam pomóc...
- Twoja pomoc narobiła więcej szkody niż pożytku. Byłem pewien, że kto jak kto, ale ty potrafisz zachowywać się racjonalnie i nie pakować w tarapaty tak jak reszta naszej licznej rodziny.
- No, ale w końcu się uspokoił...
- Tak, ale i tak poradzilibyśmy sobie świetnie bez twojej pomocy, a tobie nic by się nie stało.
- Przepraszam noo...
- Victoire, ufałem ci. - z tymi słowami wyszedł z pokoju do kuchni, z której po chwili wrócił ze szklanką soku. - Trzymaj, na którą zapowiedzieli się goście?
- Na siedemnastą.
- No to mamy jeszcze trochę czasu, ty tu leż i odpoczywaj, a ja pójdę coś ogarnąć, okej?
- No okej.


Victoire usłyszała przybycie jej przyjaciół z Bułgarii, jednak Charlie zabronił jej się ruszać, a że nie chciała podpaść mu jeszcze bardziej, wolała zostać u siebie i cierpliwie czekać aż do niej przyjdą.
- Cześć! - pierwsza weszła Kalina. Była rok młodsza od Tori i znały się niemal od urodzenia. Miała długie do pasa kruczoczarne, kręcone włosy i czekoladowe oczy. Cechował ją także niski wzrost i oliwkowa cera. Na swoje szczęście nos odziedziczyła po matce, a nie po ojcu.
- Hej, hej. - uśmiechnęła się Weasley.
- I co żeś tu nabrojiła? - zapytała jej przyjaciółka z wyraźnym bułgarskim akcentem.
- Co, Charlie już na mnie nakablował?
- Oj tam, po prostu opowjedział nam co się wydarzylo. - odezwał się od drzwi starszy brat Kaliny. On w przeciwieństwie do siostry, był bardzo podobny do ojca.
- Cześć Borys. Co słychać? U Mariki wszystko w porządku?
- Wszystko okej. - uśmiechnął się. - Zajrzyji do nas w wakacje, to ci ją przedstawję.
- Z chęcią. - Victoire naprawdę się cieszyła, że ona i Krum po zerwaniu nadal mogli być przyjaciółmi.
- A tak w ogóle to mam dla ciebie niespodziankę. - uśmiechnęła się do przyjaciółki tajemniczo Krumówna.
- Jaką?
- Otóż, zostaję dzisiaj tutaj, jutro razem z wami udaję się do Nory, a potem do Hogwartu.- uśmiechnęła się szeroko.
- Ale jak to? - zdziwiła się Weasleyówna.
- Już wszystko ustalone, przepisuję się z Durmstrangu do Hogwartu.
- To świetnie! - Tori chciała rzucić się ją przytulić, jednak w tym momencie jej złamana ręka dała o sobie znać, więc nic z tego nie wyszło. - Ty też? - spojrzała pytająco na Borysa.
- Nie, coś ty. Nie zostawiłbym Mariki. Poza tem dla mnie Durmstrang jest całkiem spoko.
- No tak...
- Dzieciaki, chodźcie na dół coś zjeść. - do pokoju wszedł Charlie. Kalina i Borys ruszyli do drzwi, natomiast Weasley pomógł chrześniaczce wstać, po czym teleportował się z nią prosto do kuchni.


- Kalina nie czujie się zbyt dobrze w Durmstrangu. - wyznał Borys, kiedy udało mu się znaleźć z Victoire sam na sam. Kalina i Charlie stwierdzili, że posprzątają po obiedzie, a on zaoferował się, że teleportuje się z Victoire do pokoju gościnnego. Dziewczyna jednak stwierdziła, że woli posiedzieć na świeżym powietrzu i tak znaleźli się we dwójkę na ławce w ogrodzie.
- Dlaczego? Nie ma tam przyjaciół? Nie radzi sobie z jakimś przedmiotem? - zapytała Weasley.
- Widzisz, moja siostra jest nieśmiała. - zmarszczył brwi. - A zreszto znamy się nie od dziś i wiesz to. No i wiesz… w każdej szkole takkie osoby mają ciężko, nie wjiem jak to po angielsku... mają problem z nawjiązaniem przyjaźni? - dziewczyna pokiwała głową pokazując, że rozumie o co chodzi. - W Durmstrangu jest pod tym względem jeszcze ciężej. - zdenerwowany chłopak przeczesał dłonią swoje ciemne włosy. - Kalina jest i nieśmiała, i delikatna, a w Durmstrangu trzeba być twardym. Jak zobaczą, że jesteś słabszy, zaraz to wykorzystają. Sam to widzę, że ona tam nie pasujje. No i niestety dzieciaki w Durmstrangu też, możesz się domyślić jak się z niej naśmiewają. A ja nie mogę być przy niej cały czas. Zresztą i tak potem jak znajdom ją samą to wyśmiewają się z niej jeszcze bardzjiej z tego, że brat musi jej bronić. Dlatego rodzice postanowili przenieść ją do Hogwartu. Liczą, że tam lepiej się odnajdzie.
- Jestem pod wrażeniem długości twojej wypowiedzi. - Victoire nie mogła się powstrzymać przed drobną złośliwością. - Zwykle ciężko z ciebie wyciągnąć cokolwiek.
- Taki już jestem. - Krum wzruszył ramionami. - Poza tym wiesz, że mój angielski nie jest zbyt dobry.
- Wracając do tematu Kaliny. - Weasley spoważniała. - Nie musisz się martwić, zaopiekuję się nią w Hogwarcie. Myślę, że jej się tam spodoba. Jutro, w Norze będzie miała okazję poznać kilkoro moich przyjaciół i myślę, że będzie jej łatwiej na starcie jak będzie znała już kilka osób. Nawet jeśli nie ze swojego rocznika.
- Mam nadzieję. Zobacz jaka dziś jest radosna, w Durmstrangu taka nie jest nigdy.
- Naprawdę, Borys, nie martw się.
Zapadła chwila trochę niezręcznej ciszy.
- Wiesz, że to pierwszy raz, kjiedy rozmawiamy sami od naszego rozstania? - stwierdził Borys przerywając ciszę.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- odpowiedziała dziewczyna. - Szczerze nie jest tak dziwnie jak myślałam, że będzie.
- Prawie jak za starych czasów.
- Prawie. - uśmiechnęła się pod nosem. - Zwykle nie mówisz tak dużo. Chociaż powiem ci, że twoja mowa w dniu naszego rozstania też miała stosowną długość.
- Może nie wracaję już do tamtego, co? - zaproponował Bułgar. - Tak, wiem że to ja zacząłem temat.
- Mogę jeszcze tylko o coś zapytać? - Victoire była ciekawa pewnej kwestii.
- Pytaj.
- Marika nie będzie zazdrosna?
- O naszą przyjaźń? Nie sądzę, wie, że znamy się od dziecka i że oboje w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że jednak pomyliliśmy się sądząc, że będzie z tego coś bardziej.
- Ładnie powiedziane. - przyznała.
- Przecież tak właśnie było.
- Hej o czym tak rozmawiacie? - przerwała im wesoło Kalina, która właśnie wyszła z domu. - Kurczę nie mogę już do was mówić gołąbeczki, bo tak jakoś głupio. - wyglądała przez chwilę na zmartwioną. - Liczyłam, że kjiedyś będziesz moją siostrą. - zwróciła się do Victoire. - Chociaż Marika jest bardzo w porządku. - dodała widząc minę swojego brata. - W ostatnich miesiącach, razem z Borysem prawie nie odstępowali mnie w Durmstrangu.
- I chyba nie sądzisz, że niepotrzebnie? - Borys znowu zmarszczył brwi. - Dobrze wiesz jaka była sytuacja…
- Wiem. - ucięła jego siostra. - Nie rozmawiajmy już o tym. Pogadajmy o czymś przyjemnym, w końcu trochę czasu nie będziemy się teraz widzieć braciszku.
- Może quidditch? - zaproponowała Victoire pokazując zęby w uśmiechu. - Jestem ciekawa jak tam idą twoje treningi Borysie. - zarówno syn, jak i córka Wiktora Kruma odziedziczyli po ojcu talent do tego sportu, jednak jedynie Borys go rozwijał - obecnie grał w drużynie quidditcha, w której swoją karierę zaczynał ich ojciec.
- No wiesz… - quidditch był dla nich tematem rzeką, wkrótce przyłączył się do nich także Charlie, który jako jeden z najlepszych szukających Hogwartu,  miał wiele do powiedzenia w tym temacie i tak rozmawiali do późna, aż w końcu musieli pożegnać Borysa. Oczywiście pożegnanie z siostrą było ciężkie, jednak zawsze pozostawały im sowy, żeby często się ze sobą kontaktować.


Dziś taka data, 2 maja, rocznica Bitwy o Hogwart, a zarazem urodziny naszej głównej bohaterki, więc stwierdziłam, że rozdział musi być. Już się bałam, że się nie wyrobię, ale zdążyłam :) Mam nadzieję, że się spodoba, pozdrawiam ;)


* Smaug oczywiście na cześć tego Tolkienowskiego z "Hobbita" ;)