niedziela, 12 października 2014

12. Sylwester


Hej Julie
Co słychać u Ciebie? Nic się nie odzywasz... Szkoda, że rodzice nie pozwolili Ci przyjechać  chociaż na jeden dzień. A święta jak zwykle, dużo przygotowań, niezły tłum w Norze. Dzięki za najnowszą część „Transmutacji dla opornych”, na pewno się przyda. 
Teraz jestem w Rumunii, u Charliego. Wracam jutro, na sylwestra do Nory. A właśnie, powiem ci nowinę. Po świętach Charlie zastąpi Hagrida, będzie uczył ONMS. No i Kalina przenosi się do Hogwartu. Super, nie? W końcu się poznacie. 
 W ogóle wczoraj miałam mały wypadek. Byłam z Charliem w pracy i jeden ze smoków uderzył mnie skrzydłem przez co złamał mi rękę, a ja upadając skręciłam sobie na dodatek kostkę. Taki pech. Szczęście w nieszczęściu, że czarodzieje mają zaklęcia na takie rany, więc już wszystko okej. Chociaż Charlie jest na mnie trochę zły za wczoraj i nie pozwala mi już iść do smoków.
A co u Ciebie? Jak tam te... no jak one się nazywają...marty? No to takie co mówiłaś, że jeździć będziesz tam w Alpach. Udanego sylwestra, szkoda że nie możesz być z nami w Norze :/
buziaki,
Victoire :)




Cześć Tori!
U mnie wszystko w porządku. Wiesz, że mi również jest przykro z tego powodu, ale znasz moich rodziców. Zrobią wszystko żeby choć trochę odciągnąć mnie od Hogwartu i całego magicznego świata. Ciągle dziwi mnie to, że w ogóle mnie puścili, kiedy miałam 11 lat. W sumie to powoli mam dość tego ich zachowania. Z jednej strony ich rozumiem. Jestem jedynaczką i chodząc do Hogwartu zostawiam ich niemal na cały rok samych, przez to oni mają wrażenie jakby mnie tracili. Ale muszą w końcu zrozumieć, że jeśli nie zaakceptują tego kim jestem, to ja naprawdę kiedyś ich opuszczę. Dobra koniec narzekania. Jestem na NARTACH. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego czarodzieje mają takie problemy z zapamiętaniem nazw mugolskich wynalazków. Fajnie tu jest, chociaż oczywiście smutno bez Was. Kiedyś musimy razem się wybrać na NARTY. Żałuję, że nie mogę być z Wami w Norze :/ Jutrzejszy dzień z rodzicami spędzam, wracając do domu, więc raczej średni sylwester. No, ale widzimy się już pojutrze.
Także do zobaczenia w pociągu.
miłego sylwestra
Julie :)
PS.:Pozdrów Cassię i chłopaków ;)




Charlie!
Spodziewałam się po Tobie większej odpowiedzialności, powierzając Ci opiekę nad moją najstarszą wnuczką. Jak mogłeś wypuścić do tego wypadku? Zawiodłam się na Tobie.
Do zobaczenia jutro
Mama
PS.: Pozdrów Vicki




Droga babciu
Naprawdę nic poważniejszego mi się nie stało i już jest okej, więc nie ma powodu abyś się denerwowała na biednego wujka Charliego. A poza tym cały ten wypadek to była moja wina.
Do jutra
Tori




Cześć brachu!
Co tam słychać? Nadal jesteś na mnie zły za tą paczkę? Naprawdę nie wiedziałem, że wybuchnie Ci w twarz. No dobra, może trochę na to liczyłem. Ale jakbyś widział swoją minę... Mam jednak nadzieję, że już Ci jednak przeszło. Widzimy się jutro, no nie? Też macie zaproszenie do Nory?
wielce skruszony
Jake Black




Witaj człowieku, który nie zasługuje na to, by zwracać się do niego wielką literą
Oczywiście, że nadal jestem zły. Jutro się policzymy, a jak nie jutro to zobaczysz, że kiedyś ci się odwdzięczę. 
Wielce obrażony
Edward Remus Lupin
PS.: Oddaj mi moje karty do Eksplodującego Durnia




Haha, czyli już Ci przeszło.
JB
PS.: Nie mam ich. Na pewno Potter je wziął.




Myślisz, że jestem idiotą?
Dobrze wiem, że Ty je masz. Wiem kto podbiera mi moje rzeczy.
TL




          Sylwestra cała rodzina Weasleyów tradycyjnie spędziła razem z przyjaciółmi w Norze. Wśród zaproszonych gości oczywiście nie zabrakło także Lupinów.
- Pani Weasley, przepyszna ta szarlotka.- powiedział Teddy wcinając piąty już kawałek ciasta.
- Jedz, jedz kochaneczku, cieszę się, że ci smakuje. - uśmiechnęła się do niego ciepło babcia Victoire. Molly Weasley traktowała wszystkich przyjaciół tak samo jak krewnych, z takim samym ciepłem i serdecznością. Wszyscy czuli się w Norze jak we własnym domu. 
- Dziękuję. - odpowiedział uśmiechem chłopak. Rozejrzał się po pomieszczeniu i spojrzał w stronę Billa i Fleur. Cały wieczór zastanawiał się, czemu nie ma z nimi Victoire i gdzie to ona się podziewa. W końcu nie wytrzymał i zapytał jej babci o to: - Czemu nie ma Victoire? Coś jej się stało?
- Jest u Charliego.
- Aaa, to nie będzie jej dzisiaj? - zmartwił się. Liczył, że spędzi ten wieczór w jej towarzystwie.
- Będzie, tylko trochę później. - powiedziała pani Weasley i puściła do niego oczko. - I to z niespodzianką.
- Jaką? - zainteresował się Lupin. Bał się, że chodzi o chłopaka, tego, jak mu tam było... Bogdan? Nie, chyba niee. Ale na pewno coś na literę „B”, a może „D”? Mniejsza, jego myśli bardziej kręciły się wokół tego, że pewnie z nim przyjedzie i niespodzianką jest to, że do siebie wrócili. Już układał plan, co wtedy zrobi.
- Zobaczycie. - odpowiedziała mu staruszka i poszła do reszty gości.
- Ty coś wiesz? - chłopak odwrócił się do siostry.
- Wspominała coś o jakiejś niespodziance, ale nie mam pojęcia o co może chodzić. - odparła Cassia w duchu śmiejąc się ze swojego brata. 
- Taa... jasne. Na pewno wiesz, tylko nie chcesz powiedzieć.
- Teddy, niedługo wszystkiego się dowiesz, nie panikuj. 



- Już się wyszykowałyście? Oni już tak na pewno wszyscy są i to od paru godzin - marudził Charlie, stojąc przy drzwiach już gotowy do podróży. Nie był przyzwyczajony do tego, że musi za kimś czekać. - A potem się dziwią, że się nie ożeniłem...
- Już, już wujku. - Victoire już schodziła na dół, a za nią Kalina. - Po prostu musiałyśmy się jeszcze upewnić, czy wszystko spakowane.
- Taa... Chyba z dziesięć razy. - zirytowany wywrócił oczami. - Idziemy?
- No tak. - Weasleyówna minęła go, otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Po krótkiej chwili to samo zrobiła Krumówna, na końcu wyszedł Charlie, który zapieczętował kilkoma zaklęciami drzwi, by nikt się nie włamał podczas jego nieobecności.
          Wtedy dziewczyny złapały go za ręce i teleportowali się. Znaleźli się w pustej, nieciekawie wyglądającej uliczce. Znajdowały się tam jedynie kubły ze śmieciami i jakieś kartony. Oczywiście były to tylko pozory. Charlie zbliżył się do najbliższego kubła na śmieci i kilka razy postukał różdżką w wieko, następnie je uniósł i gestem pokazał Victoire, że ma wejść pierwsza. Dziewczyna, która już nieraz podróżowała z wujkiem doskonale wiedziała o co chodzi. Bez wahania wskoczyła do kosza na śmieci, by po chwili pojawić się w hallu Rumuńskiego Ministerstwa Magii. W przeciwieństwie do Brytyjskiego, siedziba Rumuńskiego Ministerstwa Magii nie mieściła się pod ziemią. Pannę Weasley od razu oślepiło jasne światło, przebijające się przez szklany sufit. Podłoga również wyglądała jakby była zrobiona ze szkła. Sprawiało to, że w pomieszczeniu było bardzo jasno, a ponadto gdyby nie widoczne wokół ściany z mnóstwem drzwi, mogłoby się wydawać, że znajduje się cały czas na zewnątrz. Na środku pomieszczenia znajdowała się fontanna w kształcie smoka, z którego paszczy zamiast ognia wydobywała się woda. Rumuńskie Ministerstwo Magii było dużo mniejsze od Brytyjskiego, składało się tylko z trzech departamentów i dwa piętra w pełni wystarczały na wszystkie potrzebne biura i inne pomieszczenia. 
          Trójka podróżników udała się do piątych drzwi po lewej, za którymi znajdował się punkt teleportacyjny, skąd można było przenieść się do każdego innego ministerstwa na świecie. Weszli do długiego pomieszczenia, które wyglądało jak toaleta z dużą ilością, naprawdę dużą ilością kabin. Na szczęście ta do Wielkiej Brytanii była pierwsza od drzwi, z racji, że najczęściej to właśnie tam udawali się czarodzieje. Zwykle przed nią była też dość długa kolejka, kierunek był oblegany, a w kabinie mieściło się tylko pięć osób naraz. Tym razem jednak przed nimi znajdowała się jedynie garstka osób, widocznie w sylwestra mało kto miał ochotę na podróże.   
          I tak niedługo później, po krótkiej „przesiadce” w Brytyjskim Ministerstwie Magii, Victoire wyskoczyła  z kominka w Norze, a zanim się obejrzała już była ściskana przez babcię Molly.
- I jak się czujesz kochana? Wszystko już w porządku? To musiało być okropne... Tak się o ciebie martwiłam! Jak ten Charlie mógł ciebie nie dopilnować, nie zadbać o twoje bezpieczeństwo. Już ja sobie z nim pogadam! I jak...
- Mamo? - uciął Bill, który przyszedł przywitać się z córką. - Może dopuścisz Vicki do głosu?
W odpowiedzi na to Molly obdarzyła go karcącym spojrzeniem:
- Nie przerywaj mi synu.
W tym momencie z kominka wyszła Kalina:
- Dobry wieczór, pani Weasley, panie Weasley.
- Kalinka! - teraz babcia Molly serdecznie uściskała Bułgarkę. - Tak się cieszę, że w końcu nas odwiedziłaś!
- Postanowiłam przenieść się do Hogwartu. - dziewczyna uśmiechnęła się, nieco ośmielona tak ciepłym przyjęciem.
- A skąd taka nagła decyzja? - zapytał Bill witając się z córką przyjaciół.
- Tak po prostu, stwierdziłam, że fajnie byłoby coś zmienić. Zresztą zawsze mogę wrócić w przyszłym roku do Durmstrangu... Nic nie tracę.
Dalszą część jej wypowiedzi przerwało pojawienie się Charliego i fakt, że babcia Weasley rzuciła się go krytykować za wypadek Victoire.
- Mamoo... dość już przeczytałem w liście. - mruknął.
- Właśnie babciu, zostaw już go, przecież nic poważnego mi się nie stało.-wzięła go w obronę bratanica. - Już jest wszystko okej.
-Weasley! - nie wiadomo kiedy w kuchni pojawił się Teddy, który oczywiście musiał się przywitać z Weasleyówną. Zawołał „Weasley” zapominając, gdzie się znajduje i na to powitanie odwróciły się trzy głowy zamiast jednej. Mentalnie walnął się w czoło. - Znaczy, chciałem powiedzieć Victoire.  Jak tam się czujesz? Słyszałem o twoim wypadku...
- Puść mnie Teddy! - zirytowała się dziewczyna, jednocześnie usiłując wyrwać się z jego uścisku. - Nic mi nie jest, przecież widać.
- Ty musisz być Teddy Lupin. - uśmiechnęła się Kalina, która widząc próby przyjaciółki oswobodzenia się z jego uścisku chciała jej pomóc poprzez odwrócenie jego uwagi. .- Vika opowiadała mi o tobie.
- Ooo, a co takiego mówiła? - zainteresował się Lupin, nie wypuszczając Victoire z objęć. - Na pewno same dobre rzeczy.
- Że nie dajesz jej spokoju i jesteś najbardziej denerwującą osobą jaką zna. Tak w ogóle jestem Kalina Krum. - wyciągnąła do niego rękę. 
- Bardzo mi miło. - chłopak w końcu odsunął się od panny Weasley i podał rękę Kalinie. - Jesteś córką Wiktora Kruma, tego znanego szukającego prawda?
- Tak, dokładnie.



- Jak myślisz, gdzie podział się Teddy? - zapytał Jake. Lupin już dobrą chwilę wcześniej zniknął w kuchni i jak dotąd się nie pojawił. 
- Coś mi się wydaje, że wróciła Weasley i już poleciał ją dręczyć. - uśmiechnął się Potter.
- Głupek. - mruknęła Cassia.
Chwilę później w drzwiach pojawił się Teddy w towarzystwie dwóch dziewczyn. Jedną z nich oczywiście była Victoire. Druga była trochę od niej niższa i drobniejsza. Miała śniadą cerę i piękne, czekoladowe oczy. Jej kruczoczarne loki sięgały niemal pasa. Miała śnieżnobiałe zęby i miły uśmiech. Jake z wrażenia zakrztusił się drożdżówką, którą właśnie jadł, czym wzbudził śmiech wśród reszty towarzystwa.
- Cześć, jestem Kalina. - powiedziała dziewczyna z typowym akcentem i wyciągnęła rękę w stronę syna Syriusza.
- Aaa...jaaa...yyy... - Black chyba po raz pierwszy w życiu zaniemówił. - Jake jestem. Jake Black.
- Miło mi cię poznać. - po czym zwróciła się w stronę Nate'a i Cassii. Lupinówna od razu poznała kim ona jest i serdecznie ją wyściskała, mówiąc że wiele już o niej słyszała z opowieści Victoire.
- Wydaje mi się, czy nie jesteś Angielką? - zagadnął Jake. Kompletnie nie skojarzył kim ona może być.
- Nie, nie jestem. - uśmiechnęła się Krumówna, jednak nie dodała z jakiego kraju pochodzi, ani też kim jest jej ojciec. Bawiło ją zachowanie chłopaka, który nie domyślił się, że młoda Weasley przebywając w Rumunii może skontaktować się z przyjaciółką pochodzącą z sąsiedniego kraju.
- Kalina przenosi się do Hogwartu. - po raz pierwszy odezwała się Weasley. Obie z Kaliną zdążyły już rozsiąść się koło chłopaków i Cassii.
- Będę na czwartym roku.
- Czwartym?- zdziwił się Black.- Myślałem, że jesteś w tym samym wieku co dziewczyny.
- Nie, jestem rok młodsza. Mój brat jest w waszym wieku.
- Też będzie chodził do Hogwartu? - zainteresował się Teddy, gdyż doskonale wiedział o kogo chodzi.
- Nie, niestety nie. Wolał zostać w Durmsrangu, już mi tęskno za nim.
- Ale przynajmniej w końcu masz okazję poznać moich przyjaciół i trochę pobyć w Anglii.- powiedziała do niej Vicki.
- I o to mi chodziło. Zresztą zawsze po tym półroczu mogę wrócić. - tak właśnie cały czas sobie powtarzała, chcąc wytrwać przy swojej decyzji. Bardzo się bała tego jak ją przyjmą w Hogwarcie i tego, czy da sobie radę w nowej szkole. Z drugiej strony niewiele miała do stracenia. Durmstrangu na pewno nie będzie jej brakowało.
Po wspaniałej kolacji pani Weasley postanowili w szóstkę udać się nad rzekę, znajdującą się nieopodal Nory. W końcu ile czasu można spędzić przy stole. W połowie drogi musieli przyznać, że nie było to zbyt dobrym pomysłem, gdyż na polach, przez które szli, leżało mnóstwo śniegu. W pewnym momencie brodzili po kolana w białym puchu. 
- Szkoda, że żadne z nas nie ma ukończonych siedemnastu lat. - stwierdziła Cassia cała trzęsąc się z zimna. - Moglibyśmy chociaż rzucić zaklęcie rozgrzewające.
- Użyczyłbym ci swojej kurtki siostra, ale po namyśle stwierdzam, że mi też jest zimno. - zaśmiał się Teddy szczękając zębami.
- To może wracamy? - zaproponował Nate zdejmując swoją kurtkę. Rzucił ją Cassi.
Dziewczyna złapała ją, jednak zamiast narzucić na siebie od razu mu ją oddała:
- Mi jest zimno w kurtce, ty na samym swetrze chyba byś zamarzł. - stwierdziła. - Wracajmy już lepiej.
- Coś ty, fajnie jest. - zaprotestował Black. - A rzeka na pewno jest zamarznięta i będziemy mogli się poślizgać.
- A babcia Molly na pewno ma już dla nas gorące kakao przygotowane. - powiedziała Victoire uśmiechając się niewinnie. Wiedziała, że z tym argumentem Jake nie będzie długo dyskutował.
- No dobra, może to jednak nie jest taki głupi pomysł. - westchnął. - W sumie jutro możemy tam pójść.
          Jednak nie byłby sobą, gdyby w tym momencie nie rzucił śniegiem prosto w twarz Weasleyówny, tym samym rozpoczynając bitwę na śnieżki. Dużo później, kiedy  cali mokrzy i zziębnięci dotarli w końcu do Nory, tak jak zapowiadała Vicki, jej babcia już na nich czekała z gorącym kakao. 



- Kochani, uwaga! - rozległ się głos dziadka Artura. - Za minutę nowy rok!
          Wszyscy zgromadzeni jak jeden mąż, wstali ze swoich miejsc i udali się do ogrodu. Co roku w sylwestra o północy oglądali pokaz sztucznych ogni, którego autorami byli Fred i George. Czarodziejskie sztuczne ognie były o wiele piękniejsze od tych mugolskich.
- Cassia? - odezwał się niepewnie Nate do stojącej obok niego dziewczyny, kiedy czekali na widowisko. Chciał powiedzieć jej o czymś, co męczyło go już od dawna, bał się jednak jak zareaguje na to siostra jego najlepszego przyjaciela. 
- Tak? - dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Od dawna bardzo jej się podobał, z czego  doskonale zdawały sobie sprawę jej przyjaciółki. Nie miała jednak odwagi wyznać mu tego, cały czas będąc koło niego bała się, że coś palnie, że zrobi coś głupiego i on przypadkiem dowie się o wszystkim, po czym ją wyśmieje. 
- Cassia...słuchaj... - wyglądał na nieco zakłopotanego. Patrzył na nią w skupieniu i nietypową dla niego powagą, ręce z nerwów zaciskał na rękawach swojej kurtki. W końcu zdobył się na odwagę. - No dobra... już i tak chłopaki się ze mnie śmieją, że jestem tchórz i zastanawiają się jakim cudem do Gryffindoru trafiłem.
- Nate, o co ci chodzi? - przerwała mu Lupinówna. Zachowywał się dziwnie, zupełnie nietypowo jak na niego.
- Podobasz mi się. - w końcu to powiedział.- I to już od dłuższego czasu, tylko nie miałem odwagi ci tego wyznać.
          Cassia przez chwilę milczała i uważnie mu się przyglądała. Zastanawiała się czy mówi serio, czy też jest to jeden z żartów chłopaków i kiedy powie mu, że odwzajemnia jego uczucia, on ją wyśmieje. Jednak w jego oczach dostrzegła szczerość i niepewność. Mówił prawdę.
- W takim razie udowodnij mi to. - uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Jak? - zdziwił się. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
- Pocałuj mnie kretynie. - uśmiechnęła się widząc zdziwioną minę Pottera, i już chwilę później się całowali, nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół.
          A działo się dużo. Zaczęło się odliczanie do nowego roku i z chwilą wybicia północy na niebie rozbłysły cudowne fajerwerki, a wszyscy zaczęli się ściskać i składać sobie życzenia.
- Wszystkiego najlepszego. - szepnęła Cassia na ucho Nate'owi. - A nawiasem mówiąc od dawna czułam to samo i też nie miałam odwagi ci tego wyznać.