poniedziałek, 18 lutego 2013

6. Szlaban

          Ten dzień nie mógł być gorszy. Zaczęło się już z samego rana, kiedy to Teddy zaspał i spóźnił się na zaklęcia, przez co stracił kolejne dziesięć punktów i nie zdążył zjeść śniadania. Jego ostatnimi czasy zwykle niebieskie włosy miały dziś kolor popielaty. Biegnąc z Natem i Jakem na zielarstwo, które mieli po zaklęciach, ledwie zdążył zjeść kanapkę, którą przeszmuglował mu ze śniadania Potter. W dodatku jeszcze wieczorem czekał ich szlaban z Filchem, który tak na marginesie zafundowała im jego ukochana. Za to podczas obiadu najadł się całkiem nieźle. W sumie nie miał wtedy nic innego do roboty poza jedzeniem. Wszyscy go olali. Jake usiadł przy stole Puchonów ze swoją aktualną dziewczyną Marthą. Siadał tam od trzech dni, czyli odkąd zerwał z siostrzenicą madame Rosmerty, z którą i tak chodził wyjątkowo długo (aż 3 tygodnie!). Nate natomiast przez cały posiłek gawędził o czymś z Cassią, która siedziała koło niego. Victoire nadal nie odzywała się do Lupina, od czasu do czasu tylko rzucała mu złowrogie spojrzenia spod przymrużonych powiek, a i on na myśl o szlabanie jakoś nie miał ochoty z nią gadać, a tym bardziej jej przepraszać. Julie stwierdziła, że nie ma czasu na jedzenie i zaszyła się w bibliotece, gdzie skwapliwie uczyła się na zaklęcia. W końcu postanowił uciąć sobie pogawędkę z nowym pałkarzem:
- Hej Wood, jak ci się podoba w drużynie?
- Siema Lupin. - odparł Jason. Posturą bardzo przypominał swojego ojca. Tak samo jak on był wysoki i krzepki. Odziedziczył też po nim odwagę i entuzjazm do quidditcha, który u niego był nawet zdwojony gdyż jego matką była Alicja Spinnet. Tak jak ona miał czarne włosy i brązowe oczy. W tej chwili uśmiechał się szeroko w iście oliverowskim stylu. - Jest super, atmosfera fajna, no i treningi wcale nie są takie ciężkie jak zapowiadałeś. W ogóle wiadomo już kiedy gramy pierwszy mecz?
- Tak. - odparł kapitan drużyny. - Chciałem wam o tym powiedzieć jutro na treningu.
- Czyli kiedy? - drążył zaciekawiony chłopak.
- 24 października.
- To świetnie. - chłopak od razu się ucieszył. - Zobaczysz, wygramy!
          Z tymi słowami Wood pobiegł poinformować o zbliżającym się meczu swojego najlepszego kumpla Mike'a Jordana, który od niedawna był komentatorem.
- Dobrze słyszałam? - siedząca naprzeciwko, po przekątnej Weasley nachyliła się w jego stronę i odezwała się do niego po raz pierwszy tamtego dnia. - Zbliża się pierwszy mecz?
- Tak Weasley, dobrze słyszałaś. - odparł chłodno, nawet na nią nie patrząc, po czym wstał od stołu i ruszył do wyjścia z Wielkiej Sali. Nie mogła zauważyć jego uśmieszku, kiedy wychodził i myślał o tym jak się jej odpłaci za ten szlaban na następnym treningu.


          Punkt 20:00 Wielka Trójka: Lupin-Black-Potter zjawiła się przed drzwiami do znienawidzonego przez nich gabinetu Filcha. Zważywszy na to, że to właśnie jemu zawinili, zapowiadał się naprawdę ciężki szlaban. Po chwili wyszedł woźny i na ich widok uśmiechnął się wrednie:
- Dziś poczyścicie nagrody w Izbie Pamięci. - rzekł.- Oczywiście bez użycia magii. Jaka szkoda, że nie mogę już stosować dawnych metod... - i oczywiście zaczął ze szczegółami opisywać im te jego ulubione dawne metody wychowania młodzieży.
          Z niechęcią oddali mu swoje różdżki, wzięli ścierki i wodę, po czym ruszyli za woźnym. Podczas każdego szlabanu w Izbie Pamięci mieli naprawdę serdecznie dość swoich rodzin. A to puchar brata, medal ojca albo jeszcze jakaś inna nagroda matki... a oni musieli to wszystko czyścić. Oczywiście Filch doskonale zdawał sobie sprawę z ich irytacji.
- Słyszałem, że zbliża się pierwszy mecz w tym sezonie. - zaczął rozmowę Jake przy czyszczeniu trzeciego z kolei pucharu.
- Tak. - mruknął Teddy. - Czy w tej szkole nie ma już nikogo kto by o tym nie wiedział? Miałem wam o tym powiedzieć na jutrzejszym treningu.
- No cóż... bywa. Mi akurat Martha mi powiedziała.
- A ona skąd wiedziała? Mecz jest z Krukonami.
- A skąd mam wiedzieć? Ma swoje źródła, mnie to za bardzo nie interesuje. To treningi teraz codziennie?
- Jasne, jak zwykle przed rozgrywkami. O 20:00, tak myślę.
- Trzeba będzie postarać się unikać szlabanów. - uśmiechnął się Nate, który dotąd w milczeniu i z zaciętą miną czyścił medal swojego brata za sukcesy w quidditchu.
- Dokładnie. Szczególnie, że ostatnio to po tych naszych dowcipach właśnie ja najwięcej cierpię.
- Co? - Black wyglądał na szczerze zdziwionego. Podobnie Potter.
- No tak, wiadomo. - westchnął Lupin. - Weasley się na mnie obraziła. Wam tylko jedno w głowie... Ty ciągle siedzisz u Puchonów, a ty non stop flirtujesz z moją siostrą. Zaczyna mi się już trochę nudzić bez was.
- Znajdź sobie w końcu jakąś dziewczynę to nie będziesz narzekał. - nie ma jak szczera rada od dobrego przyjaciela.
- Dobrze wiesz, że...
- Wiem, wiem Weasley to twoja wielka miłość bla... blabla... - na te słowa przyjaciela Teddy nieco się zarumienił. - Ale gdzie tu zabawa przyjacielu?
- Ja tam go popieram. - wtrącił Nate. - Skoro jest w niej zakochany to nie powinien szukać innej dziewczyny, tylko skupić się na niej. I tak wiadomo, że ledwo się uśmiechnie, a on już leci za nią. - zachichotał.
- Chociaż ty jeden mnie rozumiesz. - uśmiechnął się Lupin pod nosem.
- Tylko pogódź się z nią.
- Wiem. Tylko najpierw muszę jeszcze jakoś odpłacić się za ten szlaban...
- Zakichani romantycy. - mruknął zniesmaczony Jake. - I z kim ja się tu kumpluję?



Cześć mamuś!
Dostałam się do Gryffindoru, tak jak tata! Rany... ale się denerwowałam. Teraz to już spoko. Molly też jest w Gryffindorze. Także mamy razem dormitorium, no i jeszcze z kilkoma dziewczynami z naszej klasy. Pierwsze dni w porządku...Najbardziej podobało mi się zielarstwo z wujkiem Nevillem, właśnie... przesyła pozdrowienia. Może i często gubi się w tym co mówi i potyka o doniczki, ale bardzo ciekawie prowadzi lekcje. W odpowiedzi pewnie znowu wypytasz się mnie co słychać u Victoire, bo ona jak zwykle ma ważniejsze sprawy na głowie. No to tak... dostała się w końcu do drużyny. Nawet się zdziwiłam bo z tego co słyszałam pogodziła się z Teddym. Niestety po niedawnym dowcipie chłopaków znowu się pokłócili. Heh... Ale ubaw był niezły. Przefarbowali kotkę Filcha na różowo w niebieskie kropki. Kiedy tylko Tori zobaczyła ich po tym wygłupie, zrobiła im niezłą scenę w Wielkiej Sali, chyba wszyscy obecni słyszeli. Wtedy też było zabawnie, dostali od niej szlaban za „znęcanie się nad zwierzętami”, no ale niestety właśnie przez to wszystko znowu się pokłócili. Ja tam ich nie rozumiem... Dobra dość już o nich, wszystko Ci powiedziałam. Ja piszę ten list, więc powinien być o mnie. Dostałam wczoraj wybitny z zielarstwa, ze sprawdzianu o diabelskich sidłach. Pamiętasz? To te, o których ciocia Hermiona kiedyś opowiadała. Tęsknię już za Wami, nie mogę się doczekać już świąt. Ale i tak podoba mi się tu. Jest świetnie. Co słychać u Louisa? Znowu coś zbroił? Pozdrów Tatę.
Kocham Was
Dominique



Droga Nimfadoro!
Ja naprawdę wiem, że geny byłego Huncwota, nawet tego najspokojniejszego, no i Twoje na dodatek robią swoje, ale mogłabyś łaskawie utemperować swojego syna. Znowu zebrało im się na głupie żarty. Tym razem przemalowali panią Norris. Rozmawiałam już o tym z Remusem, ale nie zauważyłam żeby zainteresował się tą sprawą. Mam nadzieję, że chociaż Ty wpłyniesz jakoś na syna.
Minerwa McGonagall
wicedyrektor Hogwartu


Tedzie Remusie Lupinie!
Co to było z tym kotem? Rozumiem, fajny kawał, dobra zabawa itp., ale znowu zaczynasz rok od szlabanu? Ja naprawdę mam dość listów od Minerwy. Niedługo będę mogła wytapetować nimi Twój pokój. Nie żartuję! Naprawdę w końcu to zrobię... Poza tym mógłbyś napisać coś do mnie. Nie chcę się ciągle wszystkiego od Twojego ojca dowiadywać.
Andromedy pozdrawiają. Obie.
Nie brój tyle.
Mama.


Jake!
Synu kochany!
Ależ ja jestem z Ciebie dumny! Z całej waszej trójki. Bardzo się cieszę, że kontynuujecie dzieło Huncwotów. Rogacz też i myślę, że Luniak też by Was pochwalił, ale się zbelfrował i nie bardzo mu już wypada. Jak znam życie Minerwcia i tak chodzi wściekła na Was jak osa. Heh! A Filch... Dobrze mu tak, należało mu się! I tej wyleniałej kocicy też.
Trzymajcie tak dalej!
Łapa alias Tata xD

PS.: Fajne to xD nie? Ostatnio zauważyłem, że mugole używają tego w swoich wiadomościach. Podoba mi się!
PS.2.: Masz pozdrowienia od matki. Mówi, że policzy się z Tobą jak wrócisz. Nie martw się, do tego czasu zapomni. xD



Zbelfrowałem się?!
Dzięki bardzo Łapo, Twój syn właśnie pokazał mi list od Ciebie. Pamiętaj, że spotykamy się już niedługo. Święta idą..
Lunatyk



Kochana Julie!
Już ponad miesiąc jesteś w szkole i ani razu się nie odezwałaś! Liczyliśmy na to, że zaraz po pierwszym tygodniu do nas napiszesz. Dobrze wiesz, że bardzo martwimy się o Ciebie. Prawie cały rok nie ma Cię w domu i jeszcze chodzisz do tej dziwnej szkoły... Czasem żałujemy, że zgodziliśmy się na to wszystko. I jeszcze w dodatku Twoi dziwni znajomi... Widzieliśmy ostatnio na dworcu rodziców... tego jak on miał? Lupen? Lapin? Jakoś tak... Strasznie dziwnie wyglądali. Ta jego matka... jak będąc w jej wieku można sobie przefarbować włosy na tak rażący kolor? Jak w ogóle można przefarbować sobie tak włosy? Koszmar. A jej mąż to chyba sporo od niej starszy? Wyglądał okropnie. Nie mógł się lepiej ubrać? Pewnie ich nie stać. W końcu ile można zarobić na takim beznadziejnym machaniu różdżką. I widzisz... Ty też pewnie tak skończysz jak nie znajdziesz sobie jakiejś lepszej szkoły, po której będziesz mogła iść do normalnej, pożytecznej pracy.
W domu wszystko w porządku, jeśli Cię to ciekawi. Właśnie wprowadzamy nową dietę do naszych posiłków. Twojemu ojcu stanowczo za dużo się ostatnio przytyło. A skoro już jestem tym dietetykiem to trzeba to jakoś w domu też wykorzystać. Szkoda, że tam u Was w tej szkole zasięgu nie ma, byśmy mogli chociaż do Ciebie dzwonić. No, ale cóż... Mamy nadzieję, że masz zamiar wrócić do domu chociaż na święta.
Z pozdrowieniami
Mama


Cześć Borys!
Dostałam się do drużyny! Dzięki za trzymanie kciuków. Rzeczywiście nie było trudno się dostać, ale jak się okazało to było najłatwiejsze. Treningi, jakie serwuje nam ostatnio Teddy są naprawdę ciężkie. Podejrzewam, że trochę się przy tym na mnie mści za szlaban, którym go ostatnio obdarzyłam. Ale co miałam zrobić jak zasłużył? Mniejsza z tym...
Cieszę się z Twojego szczęścia, nie mogę się doczekać, kiedy poznam Maricę. Musi być naprawdę niezwykłą osobą, skoro tak Cię zauroczyła ;) Myślę, że się zaprzyjaźnimy.
Mam nadzieję, że uda się spotkać w święta. Może odwiedzicie nas w Anglii? Już zdążyłam się za Wami stęsknić od wakacji. Przeszło miesiąc szkoły już minął. Miałeś rację, ten czas naprawdę szybko leci. Lekcje, zadania domowe, nauka, treningi... i wszystko tak się kręci. Nie lubię jesieni, zawsze tak jakoś mi się dłuży. Potem jak już zima jest to można chociaż wyjść i porzucać się śnieżkami, a nie plucha jakaś za oknem.
Dobra, czas kończyć. Jeszcze cała masa lekcji do odrabiania.
Serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i Kaliny
Tori

poniedziałek, 11 lutego 2013

5. Różowa kotka


          Po cudownym lecie nadeszła jesień. Bynajmniej nie była to złota jesień, ta była wyjątkowo nieprzyjemna. Nie sposób było chociażby iść na zajęcia z zielarstwa i nie zmoknąć po drodze. Padało niemal cały czas. Do tego dochodził nieprzyjemny wiatr i przenikliwe zimno. W taką pogodę wszyscy woleli spędzać czas w zamku, najlepiej przy kominku.
Victoire także nienawidziła takiej pogody. Strasznie przygnębiała ją taka monotonia. Tęskniła za ciepłym latem, słońcem, bezchmurnym niebem. Zresztą nawet Teddy widząc co się dzieje za oknem wpadł w zły nastrój. Mimo to w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie pokłócili się ani razu. Wręcz przeciwnie, zmarznięci po treningach spędzali wspólnie czas przed kominkiem w Wieży Gryffindoru. Choć oboje o tym nie wiedzieli, ich przyjaciołom nieco nudziło się bez ich ciągłych kłótni.
- Nudzi mi się. - mruknął Jake nie przerywając rzucania lotkami w tarczę z podobizną Voldemorta. Był piątek po lekcjach i chłopacy siedzieli właśnie w swoim dormitorium i no cóż, nudziło im się. Teddy od jakiejś godziny wpatrywał się w Mapę Huncwotów i śledził wzrokiem napis z imieniem Victoire, która obecnie siedziała razem z Cassią i Julie w bibliotece. Natomiast Nate, po raz nie wiadomo który czytał „Quidditch przez wieki”. Zdążyli już nawet odrobić prace domowe, a zostało im jeszcze pół godziny do kolacji.
- Mam pomysł! - Lupin nagle zerwał się z miejsca. - Musimy tylko znaleźć Panią Norris. - I znowu wziął do ręki mapę.

          W bibliotece nie było ciekawiej. Panująca tam cisza była wręcz dobijająca. Dziewczyny siedziały i odrabiały swoje zadania domowe, czyli nie było niczego nudniejszego co mogły by robić. No chyba, że ktoś lubi odrabiać pracę domową tak jak Julie.
- Macie już to wypracowanie o wojnach goblinów w VII wieku na historię magii? - zapytała swoje przyjaciółki szczęśliwa, że w końcu ktoś dotrzymuje jej towarzystwa w bibliotece.
- Właśnie piszę. - mruknęła Cassia.
- Skończyłam wczoraj. - Victoire się uśmiechnęła. - Teddy'emu się nudziło i mi pomagał.
- To co, umówiliście się w końcu? - Lupin mrugnęła ukradkiem do Blue.
- Co ty... Na razie to tylko przyjaciel.
- Czy ja usłyszałam „na razie”? - od razu podłapała Julie.
- Ja też to słyszałam i to bardzo wyraźnie. - Cassia miała niezły ubaw.
- Wydawało wam się. - Weasley od razu się zmieszała. - Po prostu, kiedy nie zajmuje się tymi swoimi wygłupami i do mnie nie zarywa to potrafi być całkiem w porządku.
- Pamiętasz, że mówisz o moim bracie? Znam go na wylot, wiem, że potrafi się zachować. W końcu jakoś muszę z nim całe lato wytrzymać. Nie sądzisz jednak, że właśnie dlatego jest teraz wobec ciebie taki w porządku bo cały czas do ciebie zarywa? - Lupinówna spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- Coś ty. - machnęła ręką blondynka i wróciła do czytania podręcznika z transmutacji.


poprzednie wakacje...

- Heheh... - Cassia kucała za szafką kuchenną i nie mogła powstrzymać śmiechu, jej wściekle czerwone włosy opadły jej na twarz. - Jesteś pewien, że się uda?
- Na pewno. - siedzący obok po turecku Teddy uśmiechnął się szeroko. - Tylko pamiętaj, żeby nie jeść tej sałatki, bo znając ciebie to różnie może być. Andromeda i tak nie będzie jadła tego, czyli okej.
- Nie jestem głupia!
- Wiem, wiem. No dobra... a jak ciąg dalszy naszego kawału?
- Wszystko załatwione. Już zmieniłam.
- Okej. Czyli wszystko gotowe?
- Tak. - pokiwała głową.
- Dobra, no to pora zaczynać. - przybili żółwika i każde jak gdyby nigdy nic poszło w swoją stronę.


- Obiad! - wrzasnęła na cały głos Nimfadora Lupin.
- Już idę mamo! - odpowiedziała zgodnie trójka jej dzieci.
Chwilę później cała rodzina Lupinów jadła wspólnie obiad. Dopiero pod koniec zarówno Tonks jak i Remus zaczęli się drapać. Ich twarze nagle zrobiły się niebieskie jak u smerfów. Spojrzeli na siebie i jednocześnie wrzasnęli:
- Teddy!
- To nie ja! - odparł natychmiast ich syn, a ciszej dodał. - Przynajmniej nie sam.
- Powinniście czymś to posmarować. Nie wygląda to dobrze... - odezwała się Cassia poważnym głosem. - Przynieść wam maść na tego typu rzeczy z łazienki?
- Dobry pomysł. - wydusił jej ojciec.
Wróciła po krótkiej chwili i zaraz potem tamci oboje obficie wysmarowali sobie twarze zieloną mazią. I wtedy zaczęły pojawiać się czyraki...
- Dzieciaki!!!



- Idziesz ze mną na Pokątną?- Teddy z samego rana wparował do pokoju Cass.
- Po co?- jego młodsza siostra przetarła oczy.
- Muszę przed początkiem roku szkolnego zrobić zapasy u bliźniaków. To jak, idziesz?
- No jasne, że tak! - dziewczyna zaraz się ożywiła. - Za pięć minut będę na dole.
Dziesięć minut później Teddy jadł kanapkę w kuchni, czekając na siostrę. W końcu zeszła:
- Zrobiłeś też dla mnie?
- No jasne. - brat podsunął jej talerz z kanapkami.
- Gdzie mama?
- A jak myślisz? - popatrzył na nią jak na idiotkę. - W pracy.
- A tata?
- Z samego rana poszedł do Potterów. Chyba znowu coś kombinują. Wiesz... zbliża się rocznica ślubu rodziców.
- No tak! Zupełnie zapomniałam... trzeba będzie im coś kupić.
- Dlatego też wymykamy się dzisiaj po kryjomu. Myślisz, że gdybym chciał, żeby zauważyli, że byliśmy na Pokątnej wstawałbym tak wcześnie? Rusz się, bo nie mam całego dnia. Za dwie minuty wychodzę i nie poczekam. - uśmiechnął się.
Cassia czym prędzej zabrała się za jedzenie. Wiedziała, że jej brat nie żartuje. Już kiedyś się zdarzyło, że się guzdrała i ją zostawił u madame Malkin, gdzie podziwiała piękne szaty. Miała wtedy jakieś jedenaście lat. Oczywiście wrócił po jakimś czasie, w końcu był dobrym bratem i mimo że był zaledwie rok starszy zawsze się nią opiekował. Tym razem nie groziła jej madame Malkin, która wtedy usiłowała „umilić” jej czas rozmową, jednak bardzo chciała iść z nim na Pokątną.
I tak trochę później szli już gwarną ulicą, otoczeni tłumem innych czarodziei w kolorowych pelerynach. Najpierw weszli oczywiście do Magicznych Dowcipów Weasleyów. Sklep jak zwykle wprost tętnił życiem. Od wielu lat był to najchętniej odwiedzany sklep na całej ulicy Pokątnej.
- Może tutaj znajdziemy coś dla mamy i taty?- wymyślił Teddy.
- Nie sądzę... - mruknęła Cassia.
- Oj tam, oj tam. Spytamy się George'a albo Freda. Może mają coś fajnego dla nich.
- Co mamy mieć? - rozległ się za nimi znajomy głos George'a Weasleya, który stał za nimi uśmiechając się lekko. Ostatnio bliźniacy zaczęli nosić mugolskie ciuchy, co dziwiło wielu czarodziejów. Teraz George miał na sobie czarny T-shirt z czerwonym napisem napisem: „Rudy rządzi”
- Zastanawiamy się czy znalazło by się tu coś co nadawało by się na prezent dla naszych rodziców z okazji rocznicy ślubu.- odparł Lupin.
- Hmmm... Czyli raczej nie chcecie nic wybuchającego, strzelającego, skaczącego, wrzeszczącego ani ogólnie niebezpiecznego? No to będzie ciężko...ale na pewno coś się znajdzie. A właśnie...na pewno chcesz jeszcze coś do szkoły, nie mylę się?
- Jak ty mnie dobrze znasz. - Teddy uśmiechnął się łobuzersko.
- To co zawsze? Plus kilka nowych rzeczy, których jeszcze nie wprowadziliśmy do sprzedaży?
- Jakbyś w myślach mi czytał.
- Może być za tydzień? Nie mam tu teraz wszystkiego.
- Jasne, myślę nawet, że później. Następnym razem pewnie będę tu dopiero pod koniec wakacji.
- To nawet lepiej. Może zdążymy do tego czasu skonstruować coś jeszcze nowszego.
- Byłoby świetnie.
- No dobraa... to teraz coś dla waszych starych... Co mogłoby się im spodobać?
- Może... - włączyła się Cassia, która miała jakieś złe przeczucia. Pomysły Weasleyów były nieprzewidywalne.
- WIEM! - krzyknął George na tyle głośno, że otaczający ich ludzie popatrzyli się na ich. - Mam coś idealnego. Chodźcie za mną. - poprowadził ich na zaplecze. Było tam pełno zakurzonych pudeł, półek i innych niezidentyfikowanych obiektów. Zaczął grzebać w jednym z pudeł.
- Nie macie czasem problemów ze znalezieniem tu potrzebnych rzeczy?- zapytała Lupinówna z czystej ciekawości.
- Mam! - George wyjął z pudła zawiniątko. - W tym wynalazku wzorowaliśmy się na mugolskiej ramce cyfrowej. Zaklęciem Apparere sprawiacie, że obrazy z waszej głowy pojawiają się tutaj, w tej ramce i już w niej zostają . Oczywiście co jakieś 30 sekund zmieniają się. Możecie tutaj zamieścić sam nie wiem jak dużo fotografii. Myślę, że to może być ciekawy prezent.
- Niezłe... - Cassia zrobiła wielkie oczy .- I wy wymyśliliście coś co nie jest niebezpieczne? - wzięła ramkę do rąk. Była naprawdę ładnie zdobiona w bogate motywy roślinne. - Jest cudowna...
- Myślę, że to świetny pomysł. - Teddy uśmiechnął się widząc zachwyconą minę swojej siostry. Właśnie wpadł na to, że mógłby załatwić taką samą ramkę dla Victoire. Ale to później...
- Czyli bieżecie? - zapytał George. - Zniżka jak zwykle dla prawierodziny czyli pięćdziesiąt procent.
- A tak właściwie... jaka jest wtedy zniżka dla rodziny? - zaciekawiła się córka Remusa i Tonks.
- Żadna. Znaczy zero procent.
- Okeej...
George się zaśmiał:
- Żartuję, w sumie to taka sama jak dla prawierodziny.


teraźniejszość...

- Hej? Cassia? - Victoire pstrykała jej palcami przed twarzą. - Jesteś tam?
- No jasne. - Cassia zamrugała oczami. - O co ci chodzi?
- Patrzysz się w jeden punkt i nie reagujesz jak do ciebie mówimy.
- Aaaa...
- O kim tyle myślałaś? - zaciekawiła się od razu Julie.
- O nikim. - Lupinówna uśmiechnęła się lekko. - Zbieramy się i idziemy do Wielkiej Sali?
Blue wyglądała jakby chciała drążyć temat, jednak w końcu zrezygnowała z tego. Zebrały książki i pergaminy ze stolika, po czym poszły je zanieść do dormitorium. Stamtąd zaraz udały się na kolację. Po drodze tuż obok nich przemknęła miaucząc głośno cała przemalowana na różowo pani Norris. W dodatku jej różową sierść zdobiły niebieskie kropki. Wyglądała naprawdę paskudnie. Zaraz za nią biegł nieźle wkurzony, cały czerwony na twarzy Filch mamrocząc pod nosem:
- Jak ja ich dorwę... Cholerni nicponie... Zupełnie jak rodzice... Chamy jedne nie doceniają cudzej pracy... A Potter taki porządny był... Czarnego Pana nawet pokonał... A tu znowu... taka zmora... - biegł dalej, a Cassia i Julie wybuchnęły śmiechem. Natomiast Victoire zrobiła się lekko czerwona na twarzy i przyspieszyła kroku. Już po chwili z impetem wpadła do Wielkiej Sali i z zaciętą miną skierowała się ku szczerzącemu się Teddy'emu i jego bandzie.
- Co wyście zrobili!? - wrzasnęła, kiedy do nich podeszła. W tym momencie zupełnie nie zwracała uwagi na spojrzenia wszystkich zgromadzonych w Wielkiej Sali.
- My? - zdziwił się Nate. - Skąd takie przypuszczenie?
- Sama nie wiem. Może stąd, że Filch biega wściekły po szkole i przeklina was, waszych rodziców i na pewno wasze przyszłe dzieci też.
- Jesteśmy niewinni! - Jake uniósł ręce w obronnym geście.
- Zapewne pani Norris sama się pomalowała na różowo?
- Oczywiście! - Black uśmiechnął się szeroko, a w ślad za nim poszli jego przyjaciele.
- Kretyni! I myśleliście, że wam uwierzę?! Co ta biedna, stara kotka wam zrobiła?
- Niech pomyślę... - włączył się Lupin. - Ciągle kabluje na nas Filchowi.
- Gdybyście nie łamali szkolnych zasad nie robiłaby tego!
- To wredna, stara kocica! Należało jej się. - wzruszył ramionami.
- To tylko biedne zwierzę!
- Ale...
- Wszyscy troje po minus dziesięć punktów i szlaban u Filcha za znęcanie się nad zwierzętami!
- Nie możesz tego zrobić... - teraz Teddy był równie zdenerwowany jak ona. Jego włosy nabrały czerwonego odcienia jak zawsze gdy był zdenerwowany albo zawstydzony. W tym wypadku nie było mowy o zawstydzeniu. - Nie swojemu domowi!
- To nie ja to zrobiłam swojemu domowi, tylko wy! - powiedziawszy to odwróciła się na pięcie i ruszyła do stołu Krukonów, gdzie usiadła obk swojej koleżanki Olivii Davies. Już po chwili była zajęta rozmową z nią i Charlotte Diggory. Dopiero wtedy Teddy zdał sobie sprawę z tego, ze zniszczył porozumienie, które ostatnimi czasy było między nimi.
- Nie ma co. - rzekła do niego siostra. - Ty to wszystko potrafisz zepsuć. Doskonale wiedziałeś, że Vicki nie pozwoli skrzywdzić żadnego zwierzęcia, nawet tak podłego jak pani Norris.
- A już zrobiło się tak nudno... - westchnął Jake z uśmiechem. - Znowu będzie ciekawie.
- Jasne. - mruknął Lupin i z ponurym grymasem zabrał się za jedzenie kolacji.