sobota, 2 grudnia 2017

27. Komitet organizacyjny

         Od czasu odzyskania przytomności przez Cassię minęły dwa tygodnie, kwiecień już powoli się kończył, urodziny Victoire zbliżały się wielkimi krokami, a jej najlepsza przyjaciółka nadal nie odzyskała pamięci. Pocieszające było to, że wraz z pamięcią nie utraciła swoich zdolności i mimo tego, że nie pamiętała nic ze swojej przeszłości, nie miała problemów z nauką, a przynajmniej nie większych niż zwykle. Na jej ulubionym przedmiocie, zielarstwie jakby intuicyjnie wiedziała jak należy postępować z roślinami, które omawiali. Victoire widziała w tym nadzieję, że stan Lupinówny w końcu się poprawi i dziewczyna wszystko sobie przypomni.
         Urodziny Victoire nie były jedynym wydarzeniem, które się zbliżało. Tego samego dnia mijała kolejna rocznica bitwy o Hogwart, a tym samym rocznica pokonania Voldemorta. Z tej okazji co roku w Hogwarcie odbywał się uroczysty bal, na który zapraszano bohaterów wojny czarodziejów, a także inne znane osobistości czarodziejskiego świata. Ponadto mogli brać w nim udział uczniowie od czwartego roku wzwyż. Oczywiście to ograniczenie nie obejmowało dzieci licznych członków Zakonu Feniksa, które od najmłodszych lat razem z rodzicami uczestniczyły w tym balu. Jako mała dziewczynka Victoire szczerze nie znosiła tej uroczystości, która konkurowała z jej urodzinami. Było to spowodowane tym, że chciała spędzić ten dzień w sposób dla siebie ciekawy, chciała sama coś specjalnego zaplanować w ten dzień, a zamiast tego rodzice zabierali ją do Hogwartu na nudne spotkanie dla dorosłych. Z upływem lat jednak jej podejście do tej sprawy się zmieniało. Na świecie zaczęło się pojawiać jej rodzeństwo i kuzynostwo, zaprzyjaźniła się z Cassią i resztą swoich równieśników. Ponadto od kilku lat działała w komitecie organizacyjnym, jako że wywodziła się z rodziny, która była w samym centrum tamtych wydarzeń i odegrała wielką rolę w pokonaniu Czarnego Pana, Victoire czuła, że to jej powinność. W zeszłym roku ona i jej przyjaciółki były odpowiedzialne za zaproszenia, natomiast w tym zgłosiły się do dekorowania Wielkiej Sali. Miało to miejsce jeszcze przed wypadkiem Lupinówny, dlatego Weasley postanowiła porozmawiać z nią o tym, liczyła że nawet jeśli wspólna praca nie przywróci wspomnień jej przyjaciółki to będzie to wspaniała okazja do stworzenia nowych wspomnień wspólnych chwil.
- Chciałaś o czymś porozmawiać - przypomniała Cassia, gdy wyszły we dwie na błonia, a Victoire przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Były tylko we dwie, gdyż Julie, jako że przerobiła sobie już cały materiał aż do siódmej klasy, w tym samym czasie pomagała Jake'owi z zadaniem domowym z zaklęć.
- Widzisz w przyszłym tygodniu jest bal z okazji rocznicy pokonania Voldemorta, to ten który...
- Wiem, Julie uznała, że powinnam ogarnąć przynajmniej najnowszą historię i dała mi kilka książek.
- Niezawodna Jules, zawsze znajdzie odpowiednią książkę. - zaśmiała się Weasley, a Lupin jej zawtórowała. - Wracając zatem do podstawowego tematu, czyli balu... od kilku lat działamy w komitecie organizacyjnym, zawsze zgłaszamy się do jakiegoś zadania. W tym roku mamy zająć się dekoracją Wielkiej Sali... pomyślałam, że powinnam się ciebie zapytać, czy nadal byś chciałabyś w tym uczestniczyć.
- Wprawdzie nie pamiętam jak to wszystko wyglądało wcześniej, jednak wydaje mi się to fajną zabawą. - Cassia nadal się uśmiechając pokiwała głową. - Dlatego wchodzę w to.
- Cieszę się - Victoire także się uśmiechnęła, a po chwili dodała - Zwłaszcza, że pierwsze wspomnienienie z tobą, które pamiętam jest właśnie z tego balu. To były moje czwarte urodziny, siedziałam w kącie sama i nie chciałam bawić się z resztą będących tam dzieci bo byłam obrażona na cały świat, że muszę być w Hogwarcie, wystrojona w sukienkę, która ani trochę mi się nie podobała. Zamiast tego wolałam być w domu i bawić się nowym domkiem dla lalek, który dostałam tego dnia. Pewnie spędziłabym tam cały wieczór bo potrafiłam wtedy być bardzo uparta, jednak w pewnym momencie podeszła do mnie mała dziewczynka z wściekle czerwonymi kitkami sterczącymi niedbale i z szerokim, nieco szczerbatym uśmiechem zapytała czy się z nią pobawię. Poza nami dwiema w naszym wieku byli tam sami chłopcy, konkretniej twój brat, Nate i Jake. Pokłóciłaś się z nimi wtedy, bo ciągnęli cię za włosy i sobie poszłaś mówiąc im, że znajdziesz sobie kogoś fajniejszego do zabawy. No i znalazłaś, nie wiem czy kogoś fajniejszego, ale od tego czasu na wszystkich takich spotkaniach byłyśmy nierozłączne. - uśmiech blondynki stał się bardziej melancholijny, kiedy opowiadała tą historię.
- Bardzo chciałabym to wszystko pamiętać. - powiedziała cicho Cassia. - Mam nadzieję, że w końcu odzyskam moje wspomnienia i jeszcze kiedyś będę się śmiała z całej tej sytuacji. Widzę ludzi, których wydaje mi się, że widzę pierwszy raz, a potem okazuje się, że oni znają mnie niemal od urodzenia... nie masz pojęcia jakie to irytujące. Tyle osób wie o mnie całe mnóstwo rzeczy, a ja tyle co nic, zarówno o nich, jak i o sobie.
- Przepraszam, nie chciałam ci sprawić przykrości tym opowiadaniem - zasmuciła się Weasley. - Myślałam, że chciałabyś wiedzieć dlaczego zapisałaś się do tego komitetu organizacyjnego i dlaczego pomagasz przy tym balu.
- Nie o to mi chodziło, może źle to zabrzmiało, ale mówiłam bardziej ogólnie. - Lupin zmarszczyła brwi - Mam wrażenie, że każdy w tej szkole mnie zna i wie o mnie więcej niż ja sama…
- No cóż, jako dzieci bohaterów wojennych zawsze byłyśmy dość znane i przed wypadkiem raczej byłaś do tego przyzwyczajona. Poza tym jesteś w domowej reprezentacji quidditcha i chociażby ze względu na to ludzie cię kojarzą.
- O właśnie… quidditch… - właśnie minęły niewielki zagajnik, kierowały się nad jezioro. - Ted tłumaczył mi zasady, ale boję się, że już nie będę potrafiła w to grać.
- Jestem pewna, że będziesz świetna jak zwykle, takich rzeczy jak latanie na miotle się nie zapomina. Gorzej może być z grą, ale jestem pewna, że sobie poradzisz. Zresztą do następnego meczu jest jeszcze trochę czasu, zdążysz sprawdzić się na treningach. Chyba, że nie chcesz grać, myślę że twój brat nie będzie robił problemów, jeśli podejmiesz taką decyzję.
- A może znalazłabyś kiedyś chwilę, żeby ze mną poćwiczyć? - zaproponowała Cassia. - Wolałabym nie robić z siebie idiotki przy całej drużynie.
- Pewnie, choćby jutro, jeśli to sprawi, że poczujesz się pewniej - w tym momencie Victoire dostrzegła niewielką postać siedzącą na kamieniu przy brzegu jeziora. W jednej chwili w jej głowie zakiełkował pewien pomysł - Chodź tam, poznasz kogoś.
- Vicki… - jęknęła Lupin - Masz pojęcie ile ja osób ostatnio poznaję? Aż mnie czasami głowa od tego boli…
- Jesteś pewna, że to od poznawania tylu osób, a nie jest to jeden ze skutków klątwy? - zmartwiła się Weasleyówna.
- Jestem pewna, pani Pomfrey powiedziała, że z moją głową wszystko w porządku. Poza tym, że nic nie pamiętam oczywiście.
- Cześć Kalino - Victoire delikatnie dotknęła ramienia przyjaciółki, która była tak zatopiona w leżącej na jej kolanach książce, że ich nie zauważyła. Dziewczyna aż podskoczyła i odruchowo złapała różdżkę.
- A to wy… przepraszam, trochę się zaczytęłam - powiedziała Bułgarka, gdy już do niej dotarło kto przy niej stoi.
- Cass, to jest Kalina Krum - Victoire dokonała prezentacji. - Kalina przeniosła się tutaj w tym semestrze z innej szkoły magii, jako że ona również jest moją przyjaciółką miałyście okazję się poznać zaraz po jej przyjeździe tutaj.
Cassia niepewnie wyciągnęła rękę do młodszej dziewczyny:
- Bardzo mi miło, chociaż oczywiście wolałabym nie musieć poznawać wszystkich jeszcze raz.
- Przykro mi z powodu tegoł co ci sjię stało. - powiedziała nieśmiało Kalina ściskając wyciągniętą dłoń.
- Wolałabym nie rozmawiać o tym, już dość poruszyłyśmy ten temat przed chwilą z Vicki. Może porozmawiamy o czymś o czym zwykle razem rozmawiałyśmy?
- Yyy… - zmieszała się panna Krum. Nie bardzo wiedziała jak się zachować w tej sytuacji. Odkąd wybuchła cała afera z zazdrością o Nate’a można śmiało powiedzieć, że Lupinówna za nią nie przepadała i raczej w ogóle nie rozmawiały.
- Jedną z rzeczy, które was łączą jest niewątpliwie quidditch - uratowała ją od odpowiedzi Victoire, która chciała wykorzystać całą tą przykrą sytuację chociaż po to, żeby pogodzić ze sobą swoje przyjaciółki bowiem zdawała sobie sprawę z tego, że przez to nie mogła wspierać Kaliny w nowym miejscu tak jak powinna będąc jedną z niewielu osób, które młodsza dziewczyna znała w tej szkole i bez wątpienia znała ją najlepiej.
- Też jesteś w drużynie? - zapytała Cassia odgarniając włosy, którymi wiatr wiejący znad jeziora zakrył jej oczy.
- Niestety nie było mnie jeszcze tutaj, kiedy trwala… jak to sjię mowi… zapisy do drużiny - Kalina słysząc miły ton w głosie Lupin poczuła się trochę pewniej. - Może uda my sjię w prziszlym roku.
- Może się okazać, że Teddy będzie szukał za mnie zastępstwa… nie wiem czy jeszcze potrafię latać na miotle, a co dopiero grać.
- Na pewno potrafjisz - stanowczo zaprzeczyła Krum. - Widzialam cjię już jak grasz, na pewno tego nje zapomnjałaś.
         Victoire w myślach pogratulowała sobie pomysłu. Wyglądało na to, że jest szansa na to, że dziewczyny się polubią, może nawet gdy Cassia w końcu odzyska pamięć to da szansę Kalinie na wytłumaczenie tamtego zdarzenia z Natem. Oby tylko była do tego okazja…



         Tymczasem w gabinecie dyrektora trwało spotkanie. Profesor Dumbledore siedział za swoim biurkiem i z powagą wysłuchiwał Nimfadory i Remusa Lupinów. Tematem rozmowy oczywiście była córka pary byłych członków Zakonu Feniksa.
- Albusie, musimy się dowiedzieć kto odpowiada za atak na naszą córkę - powiedziała stanowczo Tonks, której włosy były dzisiaj kruczoczarne, przez co wspaniale komponowały się z jej nastrojem.
- Wiem - odparł spokojnie Dumbledore. - Musimy znaleźć sprawców, którzy muszą ponieść konsekwencje za skrzywdzenie waszej córki. Poza tym przykro mi to mówić, ale dopóki ich nie złapiemy w Hogwarcie nie będzie bezpiecznie. Napisałem już do Harry'ego w sprawie przysłania tutaj kilku aurorów, będą tu od przyszłego tygodnia...
- Chciałabym... - przerwała mu metamorfomag, ale nie dokończyła zdania, gdyż dyrektor doskonale wiedział o co jej chodzi:
- Zarówno ja, jak i Harry zdajemy sobie z tego sprawę, zresztą i tak jesteś tutaj prawie cały czas od tamtego wieczora. Zatem możesz zacząć choćby dzisiaj. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby skorzystanie z twoich umiejętności...
- Chcesz żebym udawała uczennicę? - domyśliła się aurorka.
- Właściwie chodzi mi o jeszcze coś innego... tylko chciałbym, żeby tylko nasza trójka o tym wiedziała.
- To chyba oczywiste - odpowiedział Remus, który nie odzywał się od dłuższej chwili - W końcu chodzi o dobro naszych dzieci. - zastanowił się chwilę - Nie mogę uwierzyć jakim cudem nikt nic nie widział. Wypytałem wszystkie obrazy w pobliżu miejsca, w którym znaleziono Cassię, rozmawialiśmy z każdym duchem w tym zamku. I nikt nic nie widział. Dziwnym zbiegiem okoliczności w chwili ataku w pobliżu nie było żadnego ducha, a wszystkie postacie z wiszących tam obrazów były akurat na czwartym piętrze na cotygodniowej partyjce szachów w tym obrazie o zabawach czarodziejów.
- Wygląda na to, że całe to zdarzenie zostało starannie zaplanowane. - rzekł cicho Dumbledore. - Tylko skąd sprawcy mogli wiedzieć, że Cassiopeia tam się zjawi? Istnieje również możliwość, że celem nie miała być wasza córka, a ktoś inny, może nawet nie mieli w pełni sprecyzowanego celu, możliwe że po prostu chcieli kogoś skrzywdzić, nie zwracając uwagi na to kogo.
W tym momencie rozległo się głośne kichnięcie. Trójka rozmawiających rozejrzała się po sobie. Żadne z nich nie kichnęło. W końcu pani Lupin wywróciła oczami i zrezygnowanym głosem powiedziała:
- Teddy… zdejmijcie pelerynę.
W tym momencie usłyszeli pełen wyrzutu szept jej syna:
- Jake, to wszystko twoja wina!
- Nie moja wina, że Nate ma takie długie kudły i zamiatał mi nimi przy nosie!
W końcu trzech chłopaków ukazało się reszcie przebywających w gabinecie dyrektora.
- Byliście tu przez cały czas? - zapytała Tonks, po czym nie czekając na odpowiedź kontynuowała -  Czy wy nie możecie chociaż raz nie mieszać nosa w nieswoje sprawy? Nie możecie poczekać aż dorośli się tym zajmą? Tego o czym rozmawialiśmy przed chwilą nie miał wiedzieć nikt poza nami.
- Przecież nikomu nie powiemy! - odparł uniesionym tonem młody Lupin, a jego włosy nabrały czerwonego koloru - To moja siostra! Chyba logiczne, że się o nią martwię i że chcę, żeby ci, którzy ją skrzywdzili odpowiedzieli za to! Mam prawo wiedzieć jak się mają sprawy!
- Nie mów do mnie tym tonem! - włosy jego matki także nabrały czerwonego odcienia.
- Wybaczcie, że się wtrącam, jednak wydaje mi się, że to nie jest właściwy moment na kłótnię - przerwał im spokojnym tonem dyrektor. - Wcale się nie dziwię chłopcom, że chcieli się dowiedzieć co się dzieje w sprawie ich siostry i przyjaciółki. Tylko pamiętajcie chłopcy - spojrzał na nich surowo - wszystko to, co usłyszeliście musi pozostać w tajemnicy.
- No pewnie! - pokiwał ochoczo głową Potter, a jego przyjaciele uczynili to samo. - Tylko chcielibyśmy jakoś pomóc.
- Nie mogę znieść, że nie mogę pomóc własnej siostrze - powiedział już spokojnie Teddy, a jego włosy wróciły do koloru ciemnego blondu, które miały, kiedy ujawnił się w gabinecie.  
- Przede wszystkim musicie uważać, zwracać uwagę na wszystko co wyda wam się podejrzane. - odparł profesor Dumbledore - Pod żadnym pozorem nie chodźcie nigdzie sami. Najlepiej większymi grupami, zresztą pamiętacie co powiedziałem następnego dnia po ataku podczas śniadania? Przede wszystkim stosujcie się do tego, najważniejsze jest żeby już nic nikomu się nie stało. I pod żadnym pozorem nie próbujcie działać na własną rękę - spojrzał na nich surowo znad swoich okularów-połówek.
Synowie Huncwotów słysząc to wymienili znaczące spojrzenia. Chyba poczciwy profesor naprawdę nie oczekiwał, że będą grzecznie siedzieć w swoim dormitorium i czekać aż dorośli wszystko rozwiążą albo, co gorsza, nie dadzą rady przywrócić pamięci Cassii i złapać jej napastników.