poniedziałek, 23 marca 2015

19. Różne spotkania

Serdecznie dziękuję za komentarze na obu blogach :) W nawale nauki przed maturą, udało coś się sklecić. Mam nadzieję, że się spodoba, miłego czytania ;)


         W piątkowy wieczór Victoire postanowiła odwiedzić Charliego. Oczywiście nie mieszkał w chatce Hagrida, tak samo jak większość hogwardzkich nauczycieli miał swój własny pokój w zamku. Znajdował się on na drugim piętrze. Schodząc z Wieży Gryffindoru, Weasley zauważyła Kalinę siedzącą we wnęce okiennej na jednym z korytarzy. Wyglądała na zasmuconą.
- Hej, coś się stało? - przysiadła się do niej.
- Njee. - pokręciła głową Bułgarka.
- To czemu siedzisz tu tak sama?
- Tak jakoś, wzięło mnie na melancholię. - Krum uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Trochę tęsknię za Durmstrangiem.
- Nie podoba ci się tu? - zdziwiła się Victoire.
- Jest okej. - swoją drogą, mimo że Kalina mówiła lepiej po angielsku od swojego brata, czy ojca to jej bułgarski akcent i tak był mocno słyszalny, szczególnie w chwilach, kiedy się denerwowała czymś. - Ale wjesz tam był Borys, no i zostawiłam tam przyjaciół. Chociaż twoji też są fajni. A chłopaki tacy przystojni. - zachichotała.
- Podoba ci się któryś?
- Hmm… - tamta posmutniała. - Wjem, że nie mam u niego żadnych szans.
- A skąd wiesz? A może...
- Nie Vicka, wjem że nie mam i konjec tematu.
- No okej, ale jakbyś chciała pogadać, czy coś to wiesz gdzie mnie szukać, nie? - Weasley czuła się odpowiedzialna za młodszą koleżankę, w końcu obiecała jej bratu, że będzie się nią opiekować w nowej szkole.
- Tak, tak.
- Weasley, Krum? - rozległ się głos gdzieś z bliska, Victoire aż podskoczyła.
- Cadia? - odwróciła się zdziwiona blondynka. Za nią faktycznie stała Pucey, a razem z nią oczywiście i Montague. Raczej nie wyglądały na nastawione równie wrogo jak jej były chłopak przy ich ostatnim spotkaniu. - Co wy tu robicie?- zadała najgłupsze pytanie jakie przyszło jej do głowy.
- Spacerujemy. - odparła Dani. - A co, pani prefekt zabroni? Przecież nie ma jeszcze ciszy nocnej.
- Dziewczyny… - westchnęła Weasley. - Wiem, że jesteście na mnie złe o zerwanie z Johnem, ale...
- Nie tłumacz się. - machnęła ręką Cadia. - Wiesz generalnie my Ślizgoni trzymamy się razem, może nawet bardziej niż Gryfoni… No wiesz, cenimy sobie swoich.
- Ale jak zresztą wiesz to my mamy swoje zdanie w wielu sprawach. - dodała Dani. - Przez co i tak, i tak mamy całe mnóstwo wrogów, nawet wśród Ślizgonów.
- A ciebie lubimy i nie obchodzi nas to, że z Jo ci nie wyszło. On jest naszym przyjacielem, ale ty również. Więc między nami jest okej. - powiedziała Pucey ze śmiertelną powagą.
- Ojeju. - Vicky niemal ze łzami w oczach rzuciła się uściskać obie Ślizgonki. - Dziękuję wam. Spodziewałam się, że nie będziecie chciały mieć ze mną już nic wspólnego.
- Hej, tylko się tu nie maż. - mruknęła Dani, wyrywając się z jej uścisku. Nie lubiła być przytulana. - No to komu w drogę, temu buty kradną. Albo dołki kopią… mniejsza. Do zobaczenia.
- Cześć. - Victoire uniosła rękę w geście pożegnania.
- To bylo trochę dziwne. - stwierdziła Kalina, kiedy tamte zniknęły z pola widzenia.
- No trochę. Idziesz ze mną do Charliego?
- Jasne. - pokiwała głową tamta.
         U tymczasowego profesora ONMS posiedziały do późnego wieczora. W końcu gospodarz sam je wyrzucił, mówiąc że nie ma zamiaru ratować ich przed ewentualnym szlabanem. Mimo to jego rozmowa w drzwiach z Victoire na temat sklątek tylnowybuchowych przeciągnęła się na tyle, że wychodziły prawie kwadrans po rozpoczęciu ciszy nocnej. Cichaczem przemknęły krętą i ich zdaniem zbyt długą drogę do Wieży Gryffindoru. Były już niedaleko, jeszcze jedne schody i tylko jeden korytarz im został, gdy zza zakrętu usłyszały tak bardzo znienawidzony przez uczniów głos woźnego:
- Coś mi tu nie pasuje pani Norris… Jacyś uczniowie nie śpią, jestem tego pewien… - dziewczyny spojrzały na siebie przerażeniem. Jak nic jeśli je złapie zarobią całkiem niezły szlaban i ujemne punkty. A na to Victoire nie mogła sobie pozwolić. Już czekał ją jeden szlaban z Filchem - następnego dnia, ten od McGonagall. Nie miały szansy na ucieczkę, a kroki było słychać coraz bliżej...
         Nagle ktoś złapał Victoire za rękę i mocno pociągnął ją do siebie. Poczuła znajomy zapach, kojarzący się z lasem i jakąś zwiewną tkaninę. Już wiedziała.
- Ałaa,Teddy! - z impetem zaryła nosem prosto w jego klatkę piersiową.
- Ooo, nawet nazwałaś mnie moim imieniem. - chłopak zachichotał cicho. - Rzadko ci się to zdarza.
         Zanim Victoire się zorientowała, Lupin wciągnął pod pelerynę także Kalinę. Zrobił to w samą porę, gdyż właśnie w tym momencie zza zakrętu wyłonił się Filch. Chwilę się tam pokręcił, po czym odszedł cały czas mrucząc coś pod nosem do pani Norris.
- Mało brakowało. - zaśmiał się nieodrodny syn Huncwota. - I znowu byśmy szlaban razem zaliczyli, co nie Weasley?
- Taa. - odparła Victoire. - Jakoś nie uśmiecha mi się ten jutrzejszy szlaban razem ze Ślizgonami, z Jo...
- Wjecie co, zostawię was samych. - Kalina mrugnęła do Teda. - Dzięki za ratunek.- i zniknęła za portretem Grubej Damy.
- Co to miało być? - Weasley zmarszczyła czoło.
- Nie rób tak bo będziesz miała zmarszczki. - stwierdził Lupin. - Heh, myślę że Krum coś wyczuła i zostawiając nas samych chciała podziękować mi za ratunek.
- Też mi przyjaciółka… - dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem dziewczyna. - To co, masz mi coś ciekawego do powiedzenia? - spojrzała na niego wyczekująco.
- W sumie to tak. - odparł z namysłem. - Byłem u McGonagall i w życiu nie zgadniesz… zgodziła się, żebyśmy już przed południem zaliczyli szlaban. Tak więc mamy ten szlaban tylko w dwójkę i nie będziemy męczyć się ze Ślizgonami. Zawsze wiedziałem, że ta staruszka ma do mnie słabość...
- Ale, że co? Jak? - była w szoku. Profesor McGonagall wzór przestrzegania wszelkich reguł i postanowień, niezwykle surowa Opiekunka ich Domu tak po prostu zgodziła się zmodyfikować ich szlaban?
- No normalnie. - uśmiechnął się Lupin. - A to sprowadza się do tego, że mamy jutro wolne popołudnie, które możemy spędzić razem. Co ty na to?
- Hmm… w sumie chyba i tak nie mam nic lepszego do roboty. Wszyscy będą w Hogsmeade.
- To fajnie. - chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym nachylił się, szybko pocałował ją prosto w usta i jakby nigdy nic pogwizdując ruszył w kierunku Pokoju Wspólnego.
- Lupin!
- Co? - odwrócił się.
- Dzięki za ratunek.

         Następnego dnia, zaraz po śniadaniu udali się na szlaban. W sumie nie było tak źle. Okazało się, że mają za zadanie zrobić porządek w jednej z klas. Była całkiem nieźle zasyfiona, jednak zawsze mogło być gorzej. Mogli sprzątać sowiarnię albo czyścić nocniki w Skrzydle Szpitalnym lub też, co chyba było o wiele gorsze, mogli odrabiać ten szlaban ze Ślizgonami. Praca szybko im minęła. Sprzątając, rozmawiali. Żałowali tylko, że z racji odbywania szlabanu nie mogli iść z przyjaciółmi do Hogsmeade. Swoją drogą nie mogli się nadziwić jak Blue i Blackowi udało się tak długo zachować swój związek w tajemnicy. Zwykle oboje uwielbiali opowiadać o tych sprawach. W końcu skończyli, odetchnęli z ulgą, kiedy drzwi się otworzyły, stanął w nich Filch i oddał im różdżki.
- To jest jeden z bardzo rzadkich przypadków, gdy cieszę się że go widzę. - zachichotała Victoire. - Trzeba by to gdzieś zapisać.
- Mam pewien pomysł. - stwierdził Ted, gdy szli przez niemal pusty Pokój Wspólny.
- Jaki? - zainteresowała się Weasley.
- Niespodzianka. - uśmiechnął się. - Ubierz się ciepło, za pół godziny będę po ciebie.
- Ale przecież chłopaki nie mogą...
- Mam swoje sposoby. - mrugnął do niej i poszedł do swojego dormitorium.
         Tak jak Victoire myślała w dormitorium nikogo nie było. Szybko znalazła swój błękitny sweter z literą V, który dostała na ostatnie święta od babci Molly. Po namyśle wyjęła też szal i rękawiczki. Ubrała także ciemnoniebieską kurtkę z puchatym kapturem.
         W końcu rozległo się pukanie do okna. Zdziwiona spojrzała w tamtą stronę i niemal parsknęła śmiechem. Za oknem na miotle siedział Teddy.
- Weź miotłę i lecimy. - rzekł, gdy otworzyła mu. - Na twoim miejscu wziąłbym również czapkę.
- Okej, okej. - założyła czapkę i chwyciła miotłę. - Chwila… czy ty chcesz, żebym wystartowała tu, z tego okna?
- A co, tchórzysz? - wiedział, że jako typowa Gryfonka złapie się na to.
- Skądże… - i z niezwykłą ostrożnością wyleciała. - Tylko jak my teraz zamkniemy to okno?
- Nie zapomniałaś o czymś? - Lupin spojrzał się na nią z politowaniem, wyjął różdżkę i wymówił zaklęcie zamykające.
- Faktycznie. - mruknęła przegrywając wargę. - To gdzie lecimy?
- Na boisko oczywiście, trochę sobie pogramy. Ścigamy się? - i już go nie było. Victoire czym prędzej pomknęła za nim. Wygrał Teddy, jednak niedużą przewagą, czego oczywiście nie omieszkała się nie zauważyć Weasley.
         Nie wiedzieć jakim cudem chłopak skołował kafla, chociaż z drugiej strony jakby nie patrzeć był kapitanem drużyny, więc możliwe że miał dostęp do sprzętu. Chwilę sobie porzucali do siebie, a następnie Vicky próbowała trafić do pętli, podczas gdy Teddy bronił. Na koniec, kiedy byli już nieźle zziębnięci, Lupin zaproponował jeszcze jeden wyścig. Dziesięć okrążeń wokół boiska.
         Tym razem lepiej wychodziło Weasley. Podczas ósmego okrążenia udało jej się wyprzedzić kapitana i starała się utrzymać prowadzenie, kiedy nagle coś ( lub też ktoś ) wpadło na nią z dużym impetem, zaskoczona spadła z miotły. Na szczęście spadła na dużą zaspę, jednak niestety to coś co zrzuciło ją, wylądowało na niej wgniatając ją w śnieg. Usłyszała śmiech.
- Lupin! Ty idioto! - wrzasnęła mu prosto do ucha.
- Aaa! - chłopak od razu poderwał się na równe nogi. - Kobieto, chcesz żebym ogłuchł? Potem na stare lata będziesz chciała żebym odgnomił ogród, a ja tego nie zrobię, gdyż nie usłyszę jak mnie o to prosisz. I kogo to będzie wina?
- Lupin!
- Dobra, wyluzuj. - podał jej rękę, chcąc pomóc jej wstać, ta jednak chichocząc pociągnęła go z powrotem w śnieg.
- Ożesz Ty! - znienacka ją pocałował, po czym wysmarował jej twarz śniegiem. Ta piszcząc zaczęła w niego rzucać śniegiem. Po chwili, gdy dali sobie spokój, zapytała:
- Tak właściwie, to co ty zrobiłeś?
- Skoczyłem ze swojej miotły na ciebie. - zaśmiał się. - Idealnie wymierzyłem w tą zaspę.
- Idiota. - stwierdziła pod nosem. Po czym nagle wstała, wskoczyła na leżącą nieopodal miotłę i zaczęła lecieć w stronę szkoły.- Gonisz Lupin!
         Godzinę później, po powrocie z Hogsmeade ich przyjaciele zastali tę dwójkę w Pokoju Wspólnym przed kominkiem z kubkami gorącej czekolady, zajadających się fasolkami wszystkich smaków i chichoczących jak małe dzieci.