sobota, 2 grudnia 2017

27. Komitet organizacyjny

         Od czasu odzyskania przytomności przez Cassię minęły dwa tygodnie, kwiecień już powoli się kończył, urodziny Victoire zbliżały się wielkimi krokami, a jej najlepsza przyjaciółka nadal nie odzyskała pamięci. Pocieszające było to, że wraz z pamięcią nie utraciła swoich zdolności i mimo tego, że nie pamiętała nic ze swojej przeszłości, nie miała problemów z nauką, a przynajmniej nie większych niż zwykle. Na jej ulubionym przedmiocie, zielarstwie jakby intuicyjnie wiedziała jak należy postępować z roślinami, które omawiali. Victoire widziała w tym nadzieję, że stan Lupinówny w końcu się poprawi i dziewczyna wszystko sobie przypomni.
         Urodziny Victoire nie były jedynym wydarzeniem, które się zbliżało. Tego samego dnia mijała kolejna rocznica bitwy o Hogwart, a tym samym rocznica pokonania Voldemorta. Z tej okazji co roku w Hogwarcie odbywał się uroczysty bal, na który zapraszano bohaterów wojny czarodziejów, a także inne znane osobistości czarodziejskiego świata. Ponadto mogli brać w nim udział uczniowie od czwartego roku wzwyż. Oczywiście to ograniczenie nie obejmowało dzieci licznych członków Zakonu Feniksa, które od najmłodszych lat razem z rodzicami uczestniczyły w tym balu. Jako mała dziewczynka Victoire szczerze nie znosiła tej uroczystości, która konkurowała z jej urodzinami. Było to spowodowane tym, że chciała spędzić ten dzień w sposób dla siebie ciekawy, chciała sama coś specjalnego zaplanować w ten dzień, a zamiast tego rodzice zabierali ją do Hogwartu na nudne spotkanie dla dorosłych. Z upływem lat jednak jej podejście do tej sprawy się zmieniało. Na świecie zaczęło się pojawiać jej rodzeństwo i kuzynostwo, zaprzyjaźniła się z Cassią i resztą swoich równieśników. Ponadto od kilku lat działała w komitecie organizacyjnym, jako że wywodziła się z rodziny, która była w samym centrum tamtych wydarzeń i odegrała wielką rolę w pokonaniu Czarnego Pana, Victoire czuła, że to jej powinność. W zeszłym roku ona i jej przyjaciółki były odpowiedzialne za zaproszenia, natomiast w tym zgłosiły się do dekorowania Wielkiej Sali. Miało to miejsce jeszcze przed wypadkiem Lupinówny, dlatego Weasley postanowiła porozmawiać z nią o tym, liczyła że nawet jeśli wspólna praca nie przywróci wspomnień jej przyjaciółki to będzie to wspaniała okazja do stworzenia nowych wspomnień wspólnych chwil.
- Chciałaś o czymś porozmawiać - przypomniała Cassia, gdy wyszły we dwie na błonia, a Victoire przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Były tylko we dwie, gdyż Julie, jako że przerobiła sobie już cały materiał aż do siódmej klasy, w tym samym czasie pomagała Jake'owi z zadaniem domowym z zaklęć.
- Widzisz w przyszłym tygodniu jest bal z okazji rocznicy pokonania Voldemorta, to ten który...
- Wiem, Julie uznała, że powinnam ogarnąć przynajmniej najnowszą historię i dała mi kilka książek.
- Niezawodna Jules, zawsze znajdzie odpowiednią książkę. - zaśmiała się Weasley, a Lupin jej zawtórowała. - Wracając zatem do podstawowego tematu, czyli balu... od kilku lat działamy w komitecie organizacyjnym, zawsze zgłaszamy się do jakiegoś zadania. W tym roku mamy zająć się dekoracją Wielkiej Sali... pomyślałam, że powinnam się ciebie zapytać, czy nadal byś chciałabyś w tym uczestniczyć.
- Wprawdzie nie pamiętam jak to wszystko wyglądało wcześniej, jednak wydaje mi się to fajną zabawą. - Cassia nadal się uśmiechając pokiwała głową. - Dlatego wchodzę w to.
- Cieszę się - Victoire także się uśmiechnęła, a po chwili dodała - Zwłaszcza, że pierwsze wspomnienienie z tobą, które pamiętam jest właśnie z tego balu. To były moje czwarte urodziny, siedziałam w kącie sama i nie chciałam bawić się z resztą będących tam dzieci bo byłam obrażona na cały świat, że muszę być w Hogwarcie, wystrojona w sukienkę, która ani trochę mi się nie podobała. Zamiast tego wolałam być w domu i bawić się nowym domkiem dla lalek, który dostałam tego dnia. Pewnie spędziłabym tam cały wieczór bo potrafiłam wtedy być bardzo uparta, jednak w pewnym momencie podeszła do mnie mała dziewczynka z wściekle czerwonymi kitkami sterczącymi niedbale i z szerokim, nieco szczerbatym uśmiechem zapytała czy się z nią pobawię. Poza nami dwiema w naszym wieku byli tam sami chłopcy, konkretniej twój brat, Nate i Jake. Pokłóciłaś się z nimi wtedy, bo ciągnęli cię za włosy i sobie poszłaś mówiąc im, że znajdziesz sobie kogoś fajniejszego do zabawy. No i znalazłaś, nie wiem czy kogoś fajniejszego, ale od tego czasu na wszystkich takich spotkaniach byłyśmy nierozłączne. - uśmiech blondynki stał się bardziej melancholijny, kiedy opowiadała tą historię.
- Bardzo chciałabym to wszystko pamiętać. - powiedziała cicho Cassia. - Mam nadzieję, że w końcu odzyskam moje wspomnienia i jeszcze kiedyś będę się śmiała z całej tej sytuacji. Widzę ludzi, których wydaje mi się, że widzę pierwszy raz, a potem okazuje się, że oni znają mnie niemal od urodzenia... nie masz pojęcia jakie to irytujące. Tyle osób wie o mnie całe mnóstwo rzeczy, a ja tyle co nic, zarówno o nich, jak i o sobie.
- Przepraszam, nie chciałam ci sprawić przykrości tym opowiadaniem - zasmuciła się Weasley. - Myślałam, że chciałabyś wiedzieć dlaczego zapisałaś się do tego komitetu organizacyjnego i dlaczego pomagasz przy tym balu.
- Nie o to mi chodziło, może źle to zabrzmiało, ale mówiłam bardziej ogólnie. - Lupin zmarszczyła brwi - Mam wrażenie, że każdy w tej szkole mnie zna i wie o mnie więcej niż ja sama…
- No cóż, jako dzieci bohaterów wojennych zawsze byłyśmy dość znane i przed wypadkiem raczej byłaś do tego przyzwyczajona. Poza tym jesteś w domowej reprezentacji quidditcha i chociażby ze względu na to ludzie cię kojarzą.
- O właśnie… quidditch… - właśnie minęły niewielki zagajnik, kierowały się nad jezioro. - Ted tłumaczył mi zasady, ale boję się, że już nie będę potrafiła w to grać.
- Jestem pewna, że będziesz świetna jak zwykle, takich rzeczy jak latanie na miotle się nie zapomina. Gorzej może być z grą, ale jestem pewna, że sobie poradzisz. Zresztą do następnego meczu jest jeszcze trochę czasu, zdążysz sprawdzić się na treningach. Chyba, że nie chcesz grać, myślę że twój brat nie będzie robił problemów, jeśli podejmiesz taką decyzję.
- A może znalazłabyś kiedyś chwilę, żeby ze mną poćwiczyć? - zaproponowała Cassia. - Wolałabym nie robić z siebie idiotki przy całej drużynie.
- Pewnie, choćby jutro, jeśli to sprawi, że poczujesz się pewniej - w tym momencie Victoire dostrzegła niewielką postać siedzącą na kamieniu przy brzegu jeziora. W jednej chwili w jej głowie zakiełkował pewien pomysł - Chodź tam, poznasz kogoś.
- Vicki… - jęknęła Lupin - Masz pojęcie ile ja osób ostatnio poznaję? Aż mnie czasami głowa od tego boli…
- Jesteś pewna, że to od poznawania tylu osób, a nie jest to jeden ze skutków klątwy? - zmartwiła się Weasleyówna.
- Jestem pewna, pani Pomfrey powiedziała, że z moją głową wszystko w porządku. Poza tym, że nic nie pamiętam oczywiście.
- Cześć Kalino - Victoire delikatnie dotknęła ramienia przyjaciółki, która była tak zatopiona w leżącej na jej kolanach książce, że ich nie zauważyła. Dziewczyna aż podskoczyła i odruchowo złapała różdżkę.
- A to wy… przepraszam, trochę się zaczytęłam - powiedziała Bułgarka, gdy już do niej dotarło kto przy niej stoi.
- Cass, to jest Kalina Krum - Victoire dokonała prezentacji. - Kalina przeniosła się tutaj w tym semestrze z innej szkoły magii, jako że ona również jest moją przyjaciółką miałyście okazję się poznać zaraz po jej przyjeździe tutaj.
Cassia niepewnie wyciągnęła rękę do młodszej dziewczyny:
- Bardzo mi miło, chociaż oczywiście wolałabym nie musieć poznawać wszystkich jeszcze raz.
- Przykro mi z powodu tegoł co ci sjię stało. - powiedziała nieśmiało Kalina ściskając wyciągniętą dłoń.
- Wolałabym nie rozmawiać o tym, już dość poruszyłyśmy ten temat przed chwilą z Vicki. Może porozmawiamy o czymś o czym zwykle razem rozmawiałyśmy?
- Yyy… - zmieszała się panna Krum. Nie bardzo wiedziała jak się zachować w tej sytuacji. Odkąd wybuchła cała afera z zazdrością o Nate’a można śmiało powiedzieć, że Lupinówna za nią nie przepadała i raczej w ogóle nie rozmawiały.
- Jedną z rzeczy, które was łączą jest niewątpliwie quidditch - uratowała ją od odpowiedzi Victoire, która chciała wykorzystać całą tą przykrą sytuację chociaż po to, żeby pogodzić ze sobą swoje przyjaciółki bowiem zdawała sobie sprawę z tego, że przez to nie mogła wspierać Kaliny w nowym miejscu tak jak powinna będąc jedną z niewielu osób, które młodsza dziewczyna znała w tej szkole i bez wątpienia znała ją najlepiej.
- Też jesteś w drużynie? - zapytała Cassia odgarniając włosy, którymi wiatr wiejący znad jeziora zakrył jej oczy.
- Niestety nie było mnie jeszcze tutaj, kiedy trwala… jak to sjię mowi… zapisy do drużiny - Kalina słysząc miły ton w głosie Lupin poczuła się trochę pewniej. - Może uda my sjię w prziszlym roku.
- Może się okazać, że Teddy będzie szukał za mnie zastępstwa… nie wiem czy jeszcze potrafię latać na miotle, a co dopiero grać.
- Na pewno potrafjisz - stanowczo zaprzeczyła Krum. - Widzialam cjię już jak grasz, na pewno tego nje zapomnjałaś.
         Victoire w myślach pogratulowała sobie pomysłu. Wyglądało na to, że jest szansa na to, że dziewczyny się polubią, może nawet gdy Cassia w końcu odzyska pamięć to da szansę Kalinie na wytłumaczenie tamtego zdarzenia z Natem. Oby tylko była do tego okazja…



         Tymczasem w gabinecie dyrektora trwało spotkanie. Profesor Dumbledore siedział za swoim biurkiem i z powagą wysłuchiwał Nimfadory i Remusa Lupinów. Tematem rozmowy oczywiście była córka pary byłych członków Zakonu Feniksa.
- Albusie, musimy się dowiedzieć kto odpowiada za atak na naszą córkę - powiedziała stanowczo Tonks, której włosy były dzisiaj kruczoczarne, przez co wspaniale komponowały się z jej nastrojem.
- Wiem - odparł spokojnie Dumbledore. - Musimy znaleźć sprawców, którzy muszą ponieść konsekwencje za skrzywdzenie waszej córki. Poza tym przykro mi to mówić, ale dopóki ich nie złapiemy w Hogwarcie nie będzie bezpiecznie. Napisałem już do Harry'ego w sprawie przysłania tutaj kilku aurorów, będą tu od przyszłego tygodnia...
- Chciałabym... - przerwała mu metamorfomag, ale nie dokończyła zdania, gdyż dyrektor doskonale wiedział o co jej chodzi:
- Zarówno ja, jak i Harry zdajemy sobie z tego sprawę, zresztą i tak jesteś tutaj prawie cały czas od tamtego wieczora. Zatem możesz zacząć choćby dzisiaj. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby skorzystanie z twoich umiejętności...
- Chcesz żebym udawała uczennicę? - domyśliła się aurorka.
- Właściwie chodzi mi o jeszcze coś innego... tylko chciałbym, żeby tylko nasza trójka o tym wiedziała.
- To chyba oczywiste - odpowiedział Remus, który nie odzywał się od dłuższej chwili - W końcu chodzi o dobro naszych dzieci. - zastanowił się chwilę - Nie mogę uwierzyć jakim cudem nikt nic nie widział. Wypytałem wszystkie obrazy w pobliżu miejsca, w którym znaleziono Cassię, rozmawialiśmy z każdym duchem w tym zamku. I nikt nic nie widział. Dziwnym zbiegiem okoliczności w chwili ataku w pobliżu nie było żadnego ducha, a wszystkie postacie z wiszących tam obrazów były akurat na czwartym piętrze na cotygodniowej partyjce szachów w tym obrazie o zabawach czarodziejów.
- Wygląda na to, że całe to zdarzenie zostało starannie zaplanowane. - rzekł cicho Dumbledore. - Tylko skąd sprawcy mogli wiedzieć, że Cassiopeia tam się zjawi? Istnieje również możliwość, że celem nie miała być wasza córka, a ktoś inny, może nawet nie mieli w pełni sprecyzowanego celu, możliwe że po prostu chcieli kogoś skrzywdzić, nie zwracając uwagi na to kogo.
W tym momencie rozległo się głośne kichnięcie. Trójka rozmawiających rozejrzała się po sobie. Żadne z nich nie kichnęło. W końcu pani Lupin wywróciła oczami i zrezygnowanym głosem powiedziała:
- Teddy… zdejmijcie pelerynę.
W tym momencie usłyszeli pełen wyrzutu szept jej syna:
- Jake, to wszystko twoja wina!
- Nie moja wina, że Nate ma takie długie kudły i zamiatał mi nimi przy nosie!
W końcu trzech chłopaków ukazało się reszcie przebywających w gabinecie dyrektora.
- Byliście tu przez cały czas? - zapytała Tonks, po czym nie czekając na odpowiedź kontynuowała -  Czy wy nie możecie chociaż raz nie mieszać nosa w nieswoje sprawy? Nie możecie poczekać aż dorośli się tym zajmą? Tego o czym rozmawialiśmy przed chwilą nie miał wiedzieć nikt poza nami.
- Przecież nikomu nie powiemy! - odparł uniesionym tonem młody Lupin, a jego włosy nabrały czerwonego koloru - To moja siostra! Chyba logiczne, że się o nią martwię i że chcę, żeby ci, którzy ją skrzywdzili odpowiedzieli za to! Mam prawo wiedzieć jak się mają sprawy!
- Nie mów do mnie tym tonem! - włosy jego matki także nabrały czerwonego odcienia.
- Wybaczcie, że się wtrącam, jednak wydaje mi się, że to nie jest właściwy moment na kłótnię - przerwał im spokojnym tonem dyrektor. - Wcale się nie dziwię chłopcom, że chcieli się dowiedzieć co się dzieje w sprawie ich siostry i przyjaciółki. Tylko pamiętajcie chłopcy - spojrzał na nich surowo - wszystko to, co usłyszeliście musi pozostać w tajemnicy.
- No pewnie! - pokiwał ochoczo głową Potter, a jego przyjaciele uczynili to samo. - Tylko chcielibyśmy jakoś pomóc.
- Nie mogę znieść, że nie mogę pomóc własnej siostrze - powiedział już spokojnie Teddy, a jego włosy wróciły do koloru ciemnego blondu, które miały, kiedy ujawnił się w gabinecie.  
- Przede wszystkim musicie uważać, zwracać uwagę na wszystko co wyda wam się podejrzane. - odparł profesor Dumbledore - Pod żadnym pozorem nie chodźcie nigdzie sami. Najlepiej większymi grupami, zresztą pamiętacie co powiedziałem następnego dnia po ataku podczas śniadania? Przede wszystkim stosujcie się do tego, najważniejsze jest żeby już nic nikomu się nie stało. I pod żadnym pozorem nie próbujcie działać na własną rękę - spojrzał na nich surowo znad swoich okularów-połówek.
Synowie Huncwotów słysząc to wymienili znaczące spojrzenia. Chyba poczciwy profesor naprawdę nie oczekiwał, że będą grzecznie siedzieć w swoim dormitorium i czekać aż dorośli wszystko rozwiążą albo, co gorsza, nie dadzą rady przywrócić pamięci Cassii i złapać jej napastników.


czwartek, 9 listopada 2017

26. Układanka


- To jest nasze dormitorium, a tam twoje łóżko - mówiła śliczna blondynka, która przedstawiła się jako jej najlepsza przyjaciółka, Victoire. Cassia cały czas miała mętlik w głowie, nie wiedziała kim są otaczający ją ludzie, ani gdzie się znajduje. Mimo to pani Pomfrey postanowiła wypuścić ją ze Skrzydła Szpitalnego. Uznała, że stan dziewczyny jest na tyle stabilny, że wystarczy jak będzie się raz w tygodniu przychodziła do Skrzydła Szpitalnego na badania. Poza tym zdaniem pielęgniarki powrót do zwykłych czynności może pomóc wrócić wspomnieniom Cassii.
- Ładnie tu - odpowiedziała Lupin. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Wyglądało na to, że wszyscy wokół znali ją, tylko ona kompletnie nie miała pojęcia kim są otaczający ją ludzie, ani nawet kim ona sama jest. Starała się jakoś uporządkować w swojej głowie kawałki tej układanki jaką teraz stanowiły dla niej jej wspomnienia. Minęły trzy dni odkąd się obudziła w Skrzydle Szpitalnym, przez ten czas pielęgniarka, pani Pomfrey, o ile Cassia dobrze pamiętała, za dużo tych imion miała naraz do zapamiętania, badała ją, chcąc się upewnić, że poza utratą pamięci z organizmem dziewczyny jest wszystko w porządku oraz chcąc znaleźć jakiś sposób na przywrócenie jej wspomnień. Przez te trzy dni Cassia starała się dowiedzieć jak największej ilości rzeczy o swoim życiu. Każdemu zadawała całą masę pytań chcąc uzbierać jak najwięcej puzzli do swojej układanki. Dowiedziała się co nieco o swojej rodzinie, jej mama, która niemal jej nie odstępowała przez te trzy dni, jest aurorem, z kolei jej tata uczy w tej szkole, która nazywa się Hogwart. Tata także prawie cały czas był przy niej. Chociaż nie pamiętała ich czuła, że to są jej rodzice, przede wszystkim okazywali jej to swoim zachowaniem. Oboje widocznie zmartwieni siedzieli przy jej łóżku i cierpliwie odpowiadali na jej niezliczone pytania. Miała też brata, Teddy’ego, który był rok starszy i strasznie śmieszny. Niemal ciągle starał się ją rozśmieszyć, opowiadał jej o psotach, jakie razem robili rodzicom oraz jakie razem z przyjaciółmi robił w Hogwarcie. Jego dwaj najlepsi przyjaciele, Jake i Nate też ją odwiedzali, wydawało jej się, że ją też lubili. Ponadto jej brat chodził z Victoire, natomiast dziewczyną Jake’a była jej druga przyjaciółka, Julie. Od niej uzyskała sporo informacji, z tego co zauważyła, Julie bardzo lubiła dużo mówić i chętnie odpowiadała na jej pytania dorzucając dużo faktów od siebie.
- Mieszkamy tu jeszcze z dwiema dziewczynami - mówiła właśnie Julie. - Obie są całkiem sympatyczne, chociaż jakoś nie trzymamy się razem. Częściej spędzamy czas z twoim bratem i jego przyjaciółmi.
- Nie pytałam jeszcze o to jak to wyszło, że jesteś z Jake’em, a ty - spojrzała na Weasley. - z moim bratem.
- Hmm… z Jake’em i mną zaczęło się od tego, że Jake zaczął więcej zaglądać do biblioteki. Oczywiście później okazało się, że wcale nie przychodził tam się uczyć - z uśmiechem pokręciła głową.
W tym momencie Victoire parsknęła śmiechem:
- Uczący się Black… jak mogłaś od początku nie poznać, że coś jest nie tak?
Julie spiorunowała ją wzrokiem, po czym kontynuowała, natomiast Cassia patrząc na nie obie doszła do wniosku, że wcale się nie dziwi, że się z nimi zaprzyjaźniła.
- W każdym bądź razie przysiadał się do mnie ze stertą książek i udawał, że je czyta. No i ta nauka zwykle kończyła się tym, że rozmawialiśmy aż do zamknięcia biblioteki. Aż pewnego dnia zapytał, czy się z nim umówię. Miałam wiele wątpliwości. To szkolny podrywacz, poza tym Vicki w tym czasie cięta na całą ich trójkę, no i tyyy… - w tym momencie przerwała widząc ostrzegawcze spojrzenie Weasley, co nie umknęło uwadze Cassii. - Po prostu było dużo rzeczy na nie. Mimo to po dłuższych przemyśleniach stwierdziłam, że dam mu szansę, no i potem jakoś tak wyszło. Natomiast Vicki i twój brat…
- ... to dłuższa historia - weszła jej w słowo blondynka. - Dużo kłótni, bardzo dużo, często o głupoty, aż w końcu spotkałam większego palanta niż Teddy i wtedy stwierdziłam, że twój brat nie jest taki zły. No i nie bez znaczenia był też fakt, że kiedy zaczął się umawiać z inną dziewczyną byłam strasznie zazdrosna…
- Ha! - na twarzy Julie widniał szeroki uśmiech. - W końcu to przyznałaś! Wiesz, Cassia, to jest akurat fakt, którego nasza przyjaciółka nigdy nam nie wyjawiła. Zawsze jak widziała ich razem udawała, że wszystko jest w porządku.
W odpowiedzi Lupin tylko się uśmiechnęła. Była ciekawa drugiej strony tej historii, przy okazji będzie musiała zapytać o to Teddy’ego. Wyglądało na to, że jej życie było całkiem w porządku. Z tego co zaobserwowała miała kochającą rodzinę, ciekawa była jeszcze swojej młodszej siostry, której póki co nie widziała, rodzice wyjaśnili jej, że Andy jest bardzo wrażliwa i lepiej nie mówić jej co się stało. Mimo zawodu, bo bardzo chciała ją zobaczyć, zrozumiała. Zresztą Cassia widząc jak wszyscy wokół niej traktują ją jak jajko, z którym trzeba bardzo ostrożnie się obchodzić, nie chciała sprawiać im więcej problemów i zmartwień niż już sprawiła. Ponadto miała sympatycznych przyjaciół. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dobrze wiedziała, że nie ma co oceniać ludzi, których prawie się nie zna, ale kiedy zapytała ich jak długo się znają i okazało się, że wszystkich zna od urodzenia, z wyjątkiem Julie, którą poznała w pierwszy dzień szkoły to po tym domyślała się, że naprawdę może na nich liczyć. W końcu gdyby było coś nie tak, nie przyjaźniliby się tyle lat.
- Chyba czas już iść na kolację - stwierdziła Victoire nie chcąc drążyć tematu zazdrości.
- Faktycznie, zaraz kolacja - pokiwała głową Julie. - Idziemy? - zwróciła się do Cassii, która nadal była pogrążona w swoich myślach.
- Tak, tak. - odparła Lupin. - Nie mogę się doczekać aż zobaczę Wielką Salę, jestem ciekawa, czy rzeczywiście jest taka piękna jak opowiadałyście.


Tymczasem Teddy i Nate siedzieli przed kominkiem w Pokoju Wspólnym i rozmawiali:
- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz, żeby Cass dowiedziała się, że byliście razem - Teddy był zirytowany pomysłem Nate’a. Generalnie od czasu wypadku Cassii łatwo go było zirytować. Bardzo się o nią martwił, mimo że starał się zachowywać spokój i przy niej zachowywać się jak zwykle, a nawet jeszcze bardziej robić z siebie błazna niż zazwyczaj. I teraz był zły na przyjaciela, że ten jeszcze bardziej komplikował sprawę. - No, powiedz mi, dlaczego?
- Teddy, wiesz jak było ostatnimi czasy.... - Nate wyglądał na naprawdę przybitego. - Praktycznie ze mną zerwała po tej aferze z Kaliną. A teraz nie pamięta tego, a ja nie mam pojęcia co robić. Martwię się, cholernie się martwię… Też się czujesz taki bezradny?
- Niestety... ale nic nie możemy zrobić. Ciężko mi to mówić, ale pozostaje nam jedynie czekać aż jej wspomnienia wrócą.
- Ale jak długo? - powiedział podniesionym głosem Potter.
- Też chciałbym to wiedzieć… - Lupin zamyślił się chwilę. - Wiesz co, chyba wiem co możemy zrobić…
- Co? - w oczach byłego chłopaka Cassii zabłysła nadzieja.
- Dorwać tego skurwiela, który jej to zrobił. - odparł ze stanowczością w głosie Ted.
- Myślisz, że to nie był przypadek?
- Daj spokój Nate… Nie bądź dzieckiem, ktoś przypadkiem rzucił na nią klątwę, wskutek której na długo straciła przytomność, po czym obudziła się bez pamięci?
- Ale kto…i dlaczego chciałby ją skrzywdzić? Cassię… słodką Cassię, która nigdy nikomu nic nie zrobiła… - zastanawiał się głośno Nate łamiącym głosem.
- Tego właśnie musimy się dowiedzieć, przyjacielu. - odparł Teddy wracając do maski spokoju, gdyż właśnie zobaczył na schodach prowadzących do dormitoriów dziewcząt swoją siostrę i jej przyjaciółki.


poniedziałek, 8 maja 2017

25. Klątwa

W końcu, po naprawdę długim czasie jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda i się z tego faktu ucieszy. Wszelkie komentarze, także te negatywne, mile widziane. Serdecznie pozdrawiam.


- Jak to nie wie pani co jej jest? - Nate od dobrych kilkunastu minut, czyli mniej więcej odkąd wpadł do Skrzydła Szpitalnego nie dawał spokoju pielęgniarce. - Przecież pracuje tu pani od lat, miała pani do czynienia z najróżniejszymi przypadkami, leczyła pani uczniów w najmroczniejszych czasach tej szkoły  i pani  nie wie co jej dolega?
- Nate… uspokój się, pani Pomfrey niewiele pomoże jak będziesz ją cały czas dekoncentrował. - Jake złapał go za ramię chcąc dodać mu otuchy.
         Na łóżku szpitalnym leżała nieprzytomna Cassia, a pani Pomfrey chodziła wokół niej, wykonując jakieś skomplikowane ruchy różdżką, chcąc dowiedzieć się co właściwie stało się dziewczynie. Na sąsiednim łóżku siedział Teddy, uważnie przyglądając się poczynaniom lekarki. To on pojawił się w Skrzydle Szpitalnym pierwszy, zaraz po tym jak dowiedział się od Julie, że coś się stało jego siostrze. Gdy zobaczył ją nieprzytomną, wręcz upiornie bladą na łóżku szpitalnym, najpierw zareagował tak samo jak Nate i zaczął domagać się wyjaśnień, a potem siły go opuściły i usiadł obok równie zdenerwowanej Victoire, która w Skrzydle Szpitalnym pojawiła się zaraz po nim. Teraz wydawał się spokojny, jednak to były tylko pozory, tak naprawdę cały się w środku gotował. Co się tak właściwie stało? Kto to zrobił, kto skrzywdził jego młodszą siostrzyczkę, którą przecież powinien się opiekować, co powie rodzicom?  
- Niestety nie mam dobrych wieści. - powiedziała w końcu pani Pomfrey zduszonym ze zdenerwowania głosem. - Ktoś rzucił na nią klątwę, i to klątwę, która zakrawa o czarną magię… w Hogwarcie… coś takiego…
- Pani Pomfrey, mogłaby pani powiedzieć co konkretnie jest mojej siostrze? - zapytał Teddy w zdenerwowaniu ściskając rękę Victoire.
- Pańska siostra została trafiona czarnomagiczną klątwą, której nikt w Hogwarcie nie powinien nawet znać.
- Ale wyjdzie z tego? - zapytał Nate drżącym głosem.
Pani Pomfrey przez chwilę nie odpowiadała, spojrzała jeszcze raz na nieprzytomną dziewczynę, po czym na zgromadzonych wokół niej jej przyjaciół: Victoire i Teda siedzących na łóżku obok i trzymających się za ręce, Nate’a wspieranego przez Jake’a i stojącą obok nich Julie.
- Ta klątwa nie tylko pozbawia ofiarę przytomności na dłuższy czas, jej skutki są dość daleko idące. Muszę przeszukać książki, żeby się upewnić co do jej działania i żeby znaleźć antidotum. - jeszcze raz rzuciła na nich okiem. - Ale myślę, że w jednej kwestii mogę was pocieszyć, ta klątwa nie jest śmiertelna. Tymczasem muszę was prosić o opuszczenie Skrzydła Szpitalnego, niezwłocznie muszę się udać do profesora Dumbledore’a powiadomić go o wszystkim. Możecie przyjść jutro.
- Ale… - zaczął protestować Teddy.
- Żadnych ale panie Lupin. - przerwała mu pielęgniarka. - Rozumiem, że jest pan jej bratem, jednak do jutra i tak jej stan raczej się nie zmieni i w niczym jej pan nie pomoże siedząc tutaj.
- Co się stało? - drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z hukiem i wpadła przez nie zdenerwowana Nimfadora Lupin, a zaraz za nią jej mąż, wyglądający na równie przejętego.
Pani Pomfrey cierpliwie powtórzyła rodzicom Cass to, co chwilę wcześniej tłumaczyła jej przyjaciołom. Mimo że spieszyła się do Dumbledore’a i mimo że nie miała własnych dzieci rozumiała ich troskę, dlatego odpowiedziała na wszystkie ich pytania, po czym pozwoliła im czuwać przy córce, w końcu pozwoliła zostać również Tedowi.
- Kto mógł to zrobić Cassii? - Victoire siedziała w fotelu przy kominku w Pokoju Wspólnym i rozmyślała. Nadal cała się trzęsła ze zdenerwowania. - Przecież ona nie ma żadnych wrogów, wszyscy ją lubią… no może poza Ślizgonami, ale myślicie, że któryś z uczniów byłby zdolny do czegoś takiego?
- Byście ją widzieli. - załkała cicho zwykle silna Julie. - Jak leżała tam bez życia, przez chwilę zresztą myślałam, że tak jest…
- Dorwę tego kto to zrobił i pożałuje, że w ogóle się urodził… - Nate zacisnął dłoń w pięść.
- A ja ci pomogę. - powiedział Jake.
- Wszyscy pomożemy. - podsumowała Weasley. - Cassia jest dla mnie jak siostra, nikt nie może jej skrzywdzić i wyjść z tego bezkarnie.

        Minął tydzień. Stan Cassii pozostawał bez zmian, cały czas nie odzyskała przytomności. Jej rodzice niemal nie odstępowali od jej łóżka. Lekcje Lupina na ten czas przejął profesor Longbottom. Teddy wprawdzie chodził na zajęcia, jednak cały czas był jak otępiały, niewiele do niego docierało, cały czas był skupiony na siostrze. Nate tak samo. Oboje obwiniali się, że mogli w jakiś sposób ją ochronić, a młodego Pottera dodatkowo męczył fakt, że ostatnimi czasy jego stosunki z Cassią nie układały się zbyt dobrze. Bał się, że dziewczyna nie wyjdzie już z tego stanu wegetacji i nawet nie będzie miał okazji się z nią pogodzić. Dla Julie i Victoire brak ich przyjaciółki był bardzo odczuwalny. W końcu spędzały razem większość czasu. Lupinówny nie było z nimi w dormitorium, nie chodziła z nimi na zajęcia, nie jadły razem posiłków, nie mogły razem uczyć się w bibliotece, czy leniuchować w Pokoju Wspólnym. Wszczędzie brakowało Cassii. Nic nie było takie samo jak jeszcze kilka dni wcześniej. Victoire próbowała się jakoś trzymać ze względu na Teddy’ego, chciała być dla niego wsparciem, jednak nie zawsze miała wystarczająco dużo siły by nie rozpłakać się na widok najlepszej przyjaciółki leżącej spokojnie wśród białej, szpitalnej pościeli, czy na widok jej zmartwionych rodziców, którzy obecnie wyglądali jeszcze bardziej niechlujnie niż zwykle.
- Daj mi to Ted. - odezwał się w końcu Jake widząc bezskuteczne próby skupienia się przez Lupina na odrobieniu zadania domowego z zaklęć. - Zrobię to, i tak, i tak nie możesz się na tym skupić. Idź do niej.
- Dzięki, jesteś naj… - powiedział Teddy wstając z krzesła.
- Wiem, wiem… - Black przewrócił oczami. Po czym skierował swój wzrok na Pottera, który patrzył na niego błagalnym wzrokiem. - Dobra, nie wierzę, że to mówię, ale twoje zadanie domowe też odrobię.
W tym momencie koło nich pojawił się srebrny wilk i przemówił głosem Remusa Lupina:
- Teddy, przyjdź jak najszybciej do Skrzydła Szpitalnego.
Ledwo patronus skończył mówić młodego Lupina już nie było w bibliotece. Był przerażony, bał się, że mimo zapewnień pielęgniarki, stało się najgorsze. Zaraz za nim szkolnymi korytarzami biegł Nate próbując go dogonić.
Wpadli do Skrzydła Szpitalnego niemal równo. I niemal równo zastygli w miejscu. Cassia odzyskała przytomność i siedziała na łóżku pijąc jakiś eliksir albo po prostu coś ciepłego bo z jej kubka unosiła się para. Jednak na twarzach jej rodziców i pielęgniarki nie widać było szczęścia. To był dla Teddy’ego znak, że coś jest nie tak. Drugim znakiem było to, że jego siostra nie uśmiechnęła się na ich widok, w sumie w żaden sposób nie pokazała reakcji na ich widok. W końcu podszedł do jej łóżka i zapytał:
- Jak się czujesz Cass?
- Chyba dobrze. - wzruszyła ramionami, chłopak miał już odetchnąć z ulgą, gdy dodała - A tak właściwie kim jesteś? - i potoczyła wzrokiem po zebranych wokół niej szukając odpowiedzi.