środa, 17 grudnia 2014

15. Randka w Hogsmeade

Tylko mnie nie hejtujcie za ten rozdział :p Niestety nie jest on szybko po ostatnim, ani też nie jest długi, ale mam obecnie trochę innych rzeczy na głowie- próbna matura i prawo jazdy, takie tam :p Może chciałby ktoś za mnie jutro z historii napisać? :D Oczywiście dziękuję serdecznie za Wasze komentarze :) Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział Wam się spodoba. 



- Hej Weasley! - rzucił Teddy, gdy tylko zobaczył ją na korytarzu między lekcjami. - Poszłabyś ze mną jutro do Hogsmeade?
- Obawiam się, że mam już pewne plany na jutro. - odparła nieco chłodno, zawsze irytował ją Lupin, kiedy koniecznie chciał się z nią umówić.
- Ej no weźź, daj się namówić chociaż raz.
- Lupin serio, jestem umówiona z kimś innym. - zatrzymała się na chwilę. - Co robiłeś wczoraj tuż przed ciszą nocną?
- Siedziałem w dormitorium z chłopakami. - odparł zdziwiony jej pytaniem. - Jakoś nie mieliśmy ochoty nikomu się pokazywać po tym co wymyśliła ta stara kocica. A czemu pytasz?
- Lupin! - oburzyła się słysząc jak nazwał opiekunkę ich domu. - Może trochę szacunku, w końcu jakby nie patrzeć zasłużyliście sobie.
- Myślałem, że jako, że jesteś w drużynie będziesz bardziej wyrozumiała. - westchnął.
- Obawiam się, że, gdy już przegramy z racji waszej nieobecności, nie będę wcale wyrozumiała. - odparła stanowczo.
- To dlaczego pytałaś co wczoraj robiłem? - metamorfomag wrócił do wcześniejszego pytania. - Szukałaś mnie?
- Coś ty Lupin, prędzej cieszyłam się, że nie muszę cię oglądać. - nie mogła się powstrzymać przed docinką.
- To o co chodziło? - drążył dalej.
- Aa, nieważne. - machnęła ręką i już jej nie było.
- Hej, nie przejmuj się przyjacielu. - Black poklepał go po plecach widząc jego smutną minę zbitego psiaka. Po ojcu odziedziczył sentyment do psów. - Kimkolwiek on jest nie ma z tobą szans.
Lupin odezwał się dopiero po następnej lekcji:
- To nie może się udać.- pokręcił głową.- Wiecie co, mam pewien pomysł...


        W sobotni ranek, już po wyjściu Weasleyówny, Cassia siedziała ze swoim chłopakiem na kanapie w Pokoju Wspólnym. Na fotelach obok nich siedzieli jej brat i Jake Black. Swoją drogą wieść o związku Pottera i Lupinówny obiegła Hogwart w mgnieniu oka, jednak nikt jakoś nie był tym zdziwiony. Większość była zdania, że od dawna się na to zanosiło.
- Nie mam pojęcia co z tego wyjdzie, ale mam przeczucie, że Vicki będzie na mnie zła jak się dowie, że to co zrobię będzie celowe i, że wam pomagam. - martwiła się Cassia. - I to bardzo zła.
- Coś ty, nie dowie się. - pocieszył ją Nate. - Zresztą nie zrobimy nic złego, Cass.
- Mam nadzieję, ale i tak mam wyrzuty sumienia.
- Siostra, ty mi tu teraz nie wyjeżdżaj z wyrzutami sumienia. - mruknął Teddy, który od rana nie był w najlepszym humorze i wszystko go denerwowało.
- A tak w ogóle gdzie jest Blue? - zapytał Jake rozglądając się po salonie Gryfonów.
- W Hogsmeade, z jakimś przystojnym Puchonem z tego co mówiła. - uśmiechnęła się Lupin.
- Aaa.. - czarnowłosy pokiwał głową.
- Dobra, bierzmy się do roboty. - przerwał mu brat Cassii. - Każdy wie co ma robić?
- Tak, spoko. - odpowiedział mu Jake, a reszta pokiwała głowami.
         Razem wyszli z Pokoju Wspólnego i udali się do Hogsmeade, dopiero w czarodziejskiej wiosce rozdzielili się i każde poszło w swoją stronę. Potter razem ze swoją ukochaną udali się w stronę Trzech Mioteł. Tak jak przewidywali, to właśnie tam znajdowała się Victoire z Johnem. Siedzieli przy stoliku w kącie lokalu. Ślizgon  właśnie z przejęciem o czymś opowiadał Gryfonce, która słuchała go z nieco zamyślonym wyrazem twarzy.
- Naprawdę czuję się niezręcznie. - szepnęła Lupin do chłopaka, gdy powoli kierowali się do stolika tamtych.
- Hej, to tylko małe psucie atmosfery. - Nate mrugnał do niej. - W sumie nic wielkiego, a Weasley może kiedyś nam za to podziękuje.
- Siema! - gdy doszli do stolika, przywitała się z uśmiechem Cassia i udała zdziwienie. - Wy tu? Myślałam, że będziecie w herbaciarni u Puddifoot albo coś takiego.
- Stwierdziliśmy, że tu jest lepiej. - odparła Vicki. - Dużo swobodniej można tu sobie porozmawiać.
- Wiecie, te wszystkie róże, kwiatuszki, serduszka to nie atmosfera dla Ślizgona. - dodał John.
- Coś w tym jest. - zgodził się z nim Nate. - A przy okazji, jestem Nate Potter - i wyciągnął rękę do Ślizgona.
- John Bletchley. - tamten przyjął wyciągniętą do niego dłoń.
- A to Cassia Lupin, moja dziewczyna. - Potter kontynuował przedstawianie.
- Możemy się przysiąść? - zaproponowała Lupin witając się z kolegą Victoire.
- Siadajcie. - Bletchley nie miał zbyt dużego wyboru. Wiedział, że gdyby odmówił, byłoby to równoznaczne z obrażeniem przyjaciół Weasley, przez co dziewczyna na pewno więcej by się z nim nie spotkała.
         Słysząc zgodę Cassia i Nate rozgościli się na krzesłach naprzeciwko i od razu zaczęli nawijać o wszystkim co się dało: a to o quidditchu, a to eliksirach, transmutacji, najnowszej szacie McGonagall...



- Chyba pierwszy raz cieszę się z tego, że moja siostra i Potter mają takiego gadanego. - stwierdził Lupin, gdy razem z Blackiem wędrowali przez Hogsmeade.
- Fakt. - uśmiechnął się Jake. - Gdzie umówiłeś się z Georgem?
- Koło Wrzeszczącej Chaty. Rany nawet nie wiesz jak mnie irytuje ta nazwa i w ogóle. Pomyśleć, że ludziom wydawało się, że tam straszy, a to był tylko mój tatuś.
- Zastanawia mnie, że cały czas nie można tam wchodzić.
- Nie mam pojęcia. Hej George! - pomachał do opierającego się o płot otaczający Wrzeszczącą Chatę rudzielca.
- Cześć nicponie. - przybił z nimi po piątce na przywitanie. - Miło was widzieć tak samo uśmiechniętych jak zawsze.
- Masz to o co prosiłem?
- Jasne. - mrugnął do niego Weasley. - A mogę wiedzieć po co ci ten proszek?
- Ehmm.. no...
- Chodzi oczywiście o Victoire jak zwykle. - wyszczerzył zęby Black.
- Chyba nie chcesz go podać mojej bratanicy? - spytał poważnie George. Czuł, że mimo sympatii dla chłopców, musi trzymać stronę rodziny.
- Nie, skądże. - zaprzeczył stanowczo Teddy. - Takiemu jednemu gościowi...
- Ahm. Który zapewne przystawia się do niej?
- No można tak powiedzieć.
- Ślizgon na dodatek. - dodał Jake.
- Trzymaj, masz gratis w takim razie. Skoro masz taki dobry cel. Moja bratanica ze Ślizgonem... Nie chcesz krwotoczków jeszcze?
- Nie, wtedy Victoire by się domyśliła, że to moja sprawka, a wolałbym żeby tak się nie stało. - pokręcił głową potrząsając swoimi przydługimi czerwonymi włosami.
- Aaa, no okej. Powodzenia zatem. - pomachał im na pożegnanie i teleportował się z powrotem do swojego sklepu.


         Victoire myślała, że zaraz ją szlag trafi. Sądziła, że jej przyjaciółka i jej chłopak mają na tyle taktu, że po chwili sobie pójdą, ale wyglądało na to, że nawet na to nie wpadli. Siedzieli i non stop coś gadali. To robiło się już nie do wytrzymania. Zaczynała mieć jakieś dziwne wrażenie, że robią to specjalnie.
- Hej, nie mieliście żadnych planów na dziś? - w końcu zapytała, miała nadzieję, że w ten sposób zrozumieją, że czas już na nich.
- Niee, a zresztą fajnie nam się tu siedzi. - uśmiechnęła się słodko Casssia.
- Hej! - rozległ się głos koło nich. I w tej chwili Vicki zrozumiała, że miała rację myśląc, że robią to specjalnie, a także domyśliła się kto ich do tego namówił. - Co tam słychać?
         Teddy i Jake dosunęli sobie krzesła z sąsiednich stolików i przysiedli się bez pytania.
- Już wszystko wiem! - Victoire wkurzona wstała omal nie przewracając krzesła, na którym siedziała.
- Ale co wiesz? - mina Teda była iście niewinna. Może gdyby nie znała go tak dobrze, by się na to nabrała.
- Czyja to sprawka.
- Ale coo? - nadal udawał niewinnego.
- To! - gniewnie wskazała na Cassię i Nate'a. - Lupin, musisz na każdym kroku, jak już dogadujemy się dość dobrze, wszystko psuć? Nie możesz w końcu uszanować moich wyborów? Mam tego dość. Chodź Jo, idziemy stąd. - i skierowała się do wyjścia.
         Bletchley nie odzywając się ruszył zaraz za nią.
- Przerąbane...-mruknął Teddy.- I sorry Cass, że cię w to wciągnąłem.
- Mam nadzieję, że szybko jej przejdzie. .- odparła jego siostra. - Mogłam przewidzieć, że się domyśli. W końcu nie było to takie trudne.
- A nawet nie zdążyliśmy użyć proszku...- zasmucił się Jake.
- Eee tam, na pewno będzie okazja żeby go użyć.- uśmiechnął się Potter pod nosem.


- Przepraszam cię John, nie mam pojęcia co im strzeliło do głów. - tłumaczyła Vicki, gdy wracali z Hogsmeade do Hogwartu. Już dawno nie była tak zła na swoich przyjaciół. Nawet po tym numerze z kotem nie była taka wkurzona. Nie ma co, przez najbliższy czas raczej się do nich nie odezwie.
- Hej spokojnie, rozumiem. - przerwał jej Bletchley.- Ślizgoni i Gryfoni nigdy się dobrze nie dogadywali. Rozumiem ich uprzedzenia.
- Ale i tak głupio wyszło. Jeszcze Cassia, ona jest moją najlepszą przyjaciółką... nie wiem jak się dała namówić Teddy'emu, żeby za wszelką cenę popsuć nam dzisiejszy dzień.
- Nie przejmuj się tym. To wszystko stare uprzedzenia i tyle, może kiedyś zrozumieją, że to czy jesteś dobrym, czy złym człowiekiem nie zależy od domu w jakim jesteś. Tak jak ty Victoire. - zatrzymał się, patrząc jej w oczy. - Ty to wszystko rozumiesz. Dla ciebie te bariery nie istnieją, ty widzisz tylko ludzi, a nie ich pochodzenie, do jakiego domu chodzą i jaka jest ich rodzina. I chyba właśnie dlatego tak mi się podobasz. - w tym momencie nachylił się do niej i pocałował ją.