poniedziałek, 5 stycznia 2015

16. Nowi znajomi

Najpierw kilka słów ode mnie:
Ola- bardzo dziękuję za miłe życzenia :) no i oczywiście za opinię w sprawie rozdziału :) Podziwiam Cię z tą szkołą muzyczną, naprawdę musisz to lubić. Ja gram w orkiestrze ;) I naprawdę podziwiam, chyba najbardziej za cierpliwość bo wiem ile jej tam potrzeba.
Czekoladowa- Tobie również dziękuję za miłe życzenia :) i komentarz odnośnie rozdziału :) Rany, ale Ci zazdroszczę, że masz to już za sobą :D
Co do Jo, to nie bójcie się niedługo zniknie ( taki mały spoiler :D ). I szczerze ja też nie mogę się doczekać, kiedy to się stanie.
Nieco spóźnione, ale chciałabym życzyć Wam wszystkim wszystkiego dobrego w Nowym Roku, żeby wszystkie Wasze postanowienia udało Wam się zrealizować, no i żeby nie znudziło Wam się to moje opowiadanie :) Heh, to ostatnie to chyba bardziej sobie życzę :P 
ZawszeWinner- Wiem o co chodzi :D I tak, czytałam "Zmierzch", chociaż raczej nie jestem fanką. To, że Jake z pozoru nazywa się zupełnie tak jak jedna postać tej serii wyszło zupełnie przez przypadek i ja sama dopiero po napisaniu kilku pierwszych rozdziałów wpadłam na to :D Jednak on nie nazywa się całkiem tak samo i to także było już we wcześniejszych planach, a wszystko wyjdzie za kilkanaście rozdziałów ;)
Zapraszam także na mojego drugiego bloga: http://weasley-lupin.blogspot.com/ Jestem dumna z najnowszego rozdziału jaki tam napisałam ;)
Spoilerowania i podziękowań dość na dziś, czas na rozdział, a zatem ostatnie już dziś życzenie: miłego czytania :)




         Tym razem Victoire naprawdę długo trzymał gniew. Minęły dwa tygodnie, a ona nadal nie odzywała się ani do Cassii, ani Jake'a, Nate'a, a przede wszystkim do Teddy'ego. Niewątpliwie było to bardzo trudne, ale nie robiła tego nawet na treningach. W milczeniu wykonywała polecenia kapitana i nie odzywała się także wtedy, kiedy dyskutowali kim zastąpić chłopaków, którzy mieli szlaban na najbliższy mecz. Z ich gromady normalnie rozmawiała tylko z Julie, która nie była obecna przy akcji w Hogsmeade i nic o niej nie wiedziała, a przynajmniej dopóki obie strony nie powiedziały jej co zaszło. W tej sytuacji postanowiła zachować neutralność. Drugą osobą, która dotrzymywała jej towarzystwa była Kalina, która ostatecznie zgodziła się zostać zastępczynią Teda na najbliższym meczu. Poza tym Weasleyówna sporo czasu spędzała z Bletchleyem, oficjalnie zostali parą, co Hogwart przyjął z wielkim zdumieniem. Związki między uczniami Domu Lwa i Węża były naprawdę bardzo rzadkie.
         John przedstawił jej kilkoro swoich przyjaciół i o dziwo przyjęli ją całkiem dobrze. Żadne z nich nie przypominało Parkinsona i jego paczki. Przekomarzanki na temat ich domów były częstym tematem rozmów, jednak nie kłócili się na serio.
         Arcadia Pucey, nazywana w skrócie Cadią, była córką Adriana Puceya, byłego ścigającego dryżyny Slytherinu, i jak się okazało, mugolki. Z tego co mówiła bardzo przypominała swoją mugolską matkę zarówno z wyglądu, jak i z charakteru. Po ojcu ponoć odziedziczyła jedynie ślizgoński spryt i dumę, a także ciemne oczy.
- Gdyby nie to, to na pewno wylądowałabym w Ravenclawie. - śmiała się przy pierwszym spotkaniu. - Uwielbiam się uczyć, mogłabym całe dnie spędzać z książkami.
         Jej brat bliźniak, Aiden był ścigającym w drużynie Ślizgonów. Można go było nazwać zupełnym przeciwieństwem Arcadii - ona była niziutka, on wysoki, ona miała ciemne oczy, on jasne, z kolei włosy ona miała jasne, a on ciemne. Ponadto ona wolała czas wolny spędzać przy książkach, on na boisku. Jednak mimo dzielących ich różnic już na pierwszy rzut oka było widać, że świetnie się ze sobą dogadują.
         Danielle Montague, trzecia z grona najbliższych przyjaciół Johna, była jedyną córką Grahama Montague i Daphne Greengrass. Należała do osób, których trudno nie zauważyć. Była nieco wyższa  od Victoire, miała długie do ramion złote loki i zielone oczy, do tego figurę modelki. Była uważana za jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole.  
- Nie jesteś taka znowu zła jak na Gryfonkę. - stwierdziła Dani, kiedy razem z Victoire, Johnem i rodzeństwem Pucey siedzieli w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
- A ty jak na Ślizgonkę. - zaśmiała się Victoire. - Naprawdę nie spodziewałam się, że...
- Że co? - zapytał Jo z zawiadiackim uśmiechem.
- No, że Ślizgoni potrafią być tacy normalni.
- A jacy mielibyśmy być? - zaśmiał się Aiden.
- Nadal nie rozmawiasz ze swoimi przyjaciółmi z Gryffindoru? - zainteresowała się Montague kładąc nacisk na słowo „Gryffindor”.
- Nie. - powiedziała stanowczo Weasleyówna. - Nadal mnie złość trzyma. Zupełnie nie rozumiem jak mogli się wtedy tak zachować. A nazywają siebie moimi przyjaciółmi...
- Gryfoni... - mruknęła Cadia. - Czego się po nich spodziewać?
-Ej! Nie zapominaj, że... - Victoire już chciała bronić kolegów z jej domu, jednak przerwała jej Pucey.
- Nie irytuj się tak, stwierdzam tylko fakty. - w odpowiedzi na mordercze spojrzenie Gryfonki dodała. - Okej, okej, już się zamykam.
- Jak tam przygotowania do meczu z Hufflepuffem w przyszłym tygodniu? - zapytał Aiden, chcąc zmienić temat.
- Mogłyby iść lepiej. - odparła Vicki. - Wiecie trochę ciężko grać bez trójki zawodników ze stałego składu.
- No i Puchoni w tym roku, trzeba im to przyznać, są w dobrej formie.
- Wiem, widziałam jak prawie was pokonali. - stwierdziła Weasley, przemilczając fakt, że w tamtym meczu kibicowała Puchonom.
- Poza tym dobrze wiecie kto jest kapitanem. - dodał lekceważącym tonem John. - Zakład, że w tym roku Gryffindor będzie ostatni?
- Ej! - drugi raz zbulwersowała się Weasley. - Mógłbyś przynajmniej w mojej obecności miarkować się i nie obrażać mojej drużyny.
- Chodziło mi tylko o kapitana. A zresztą wiesz jak bardzo interesuje mnie quidditch. - sarknął.
- Taaa... - to akurat nieco ją smuciło. Jo ani trochę nie lubił quidditcha i nie rozumiał jaki był ważny dla niej, ile radości dawała jej gra, latanie na miotle, zdobywanie punktów dla drużyny i wygrywanie meczów.


         Teddy postanowił skorzystać z tego, że Cass i Nate byli zajęci sobą, a Jake gdzieś wyparował i wprowadzić w życie pomysł, który już od jakiegoś czasu chodził mu po głowie. A dokładniej od czasu kiedy jego luba zaczęła umawiać się z pewnym śliskim gościem. - Maggie? Możemy pogadać? - zagadnął Lupin odrabiającą przy stoliku lekcje dziewczynę.
- Jasne. - podniosła wzrok znad książki i uśmiechnęła się do niego. Byli na tym samym roku i Margaret nie dość, że była bardzo miła, to była także ładna. Miała długie do ramion ciemne włosy, brązowe oczy i drobny nos.
- Pamiętasz jak w zeszłym roku pomogłem ci ze Scottem? - Scott był chłopakiem Maggie, który rok wcześniej skończył Hogwart. Dziewczyna nieco bała się zagadać do niego i dzięki małej pomocy Teda w końcu zostali parą.
- Jasne. Chyba nigdy ci się nie odwdzięczę.
- No właśnie... mam prośbę. - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Nie ma sprawy. - ponownie się uśmiechnęła i odłożyła pióro na pergamin. - O co chodzi?
         I tu Teddy wytłumaczył jej swój pomysł. Kiedy skończył nadal się uśmiechała, może nawet jeszcze szerzej. Po chwili namysłu odparła:
- Zgodziłabym się, tylko nie wiem co Scott na to powie.
- Tym się nie przejmuj. - Lupin machnął ręką. - Napisałem do niego już kilka dni temu. Wiedziałem, że i tak bez jego zgody się nie obejdzie.
- I co?
- Odpowiedział, że okej, jeśli ty się zgodzisz, ale jeśli sprawy zajdą za daleko... dobra, naprawdę nie chcesz wiedzieć co wtedy mi zrobi. I ja serio nie chcę tego doświadczyć.
- Okeeej. - zaśmiała się.
- To zgadzasz się?
- No tak. - pokiwała głową. - To kiedy zaczynamy?
- Najlepiej od zaraz.



         W tym samym czasie w hogwardzkiej bibliotece wieczór spędzała Julie. Swoją drogą tam właśnie spędzała większość wieczorów. Od najmłodszych lat uwielbiała się uczyć, dowiadywać nowych rzeczy, długie ślęczenie nad książkami wcale jej nie męczyło, wręcz przeciwnie, to właśnie w towarzystwie książek najlepiej wypoczywała.
- Hej Blue. - jej spokój został przerwany przez pewnego chłopaka, który podszedł do niej do stolika.
- Hej Black. - Julie spojrzała znad książki na niego, a on bez pytania dosiadł się do jej stolika. Swoją drogą te ich kolorowe nazwiska były zabawne. - Coś chcesz, czy tak przyszedłeś pogadać?
- Ranyy... nie można już tak po prostu zagadać?
- Odpowiesz? Bo w to, że przypadkiem wszedłeś do biblioteki w życiu nie uwierzę.
- No dobra, w zasadzie i to, i to. - przyznał jej rację.
- To o co chodzi?
- Nie wiesz może, kiedy Weasley ma zamiar skończyć z tymi swoimi fochami? - zapytał patrząc jej w oczy.
- Nie mam pojęcia. A co, czyżby twoje nieczułe serduszko jednak cierpiało widząc smutek na twarzy twojego najlepszego psiapsióły Lupina? - szydziła.
- Nawet nie masz pojęcia Blue jaka potrafisz być czasem irytująca. - pokręcił głową.
- Taką mnie wszyscy lubią. - wzruszyła ramionami.
- Zdążyłem zauważyć. - postanowił zmienić temat. - A w ogóle jak tam twój Krukonik?
- Nie Krukonik, a Puchon kretynie. Nawet takiej prostej rzeczy nie potrafisz zapamiętać?
- Doszedłem do wniosku, że jest zbyt nieistotny by go pamiętać.
- I miałeś rację. - roześmiała się na widok jego zdumionej miny. - Zerwaliśmy jakiś tydzień temu.
- No widzisz. Od razu to mówiłem, słuchaj się Blacka a daleko zajdziesz.
- Niewątpliwie. - spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- To co robimy, żeby wszystkich pogodzić? Głupio wyszło. Nawet z Cassią nie rozmawia...
- Może i tak, a myślisz jak ja się czuję? Obie są moimi najlepszymi przyjaciółkami. Ale wiesz co sądzę?
- Co?
- Dajmy im spokój. Ostatnio jak się wtrąciliście niezły bałagan z tego wyszedł.  Na pewno wszystko w końcu samo się ułoży i myślę, że tak będzie lepiej, jak to wszystko poukłada się bez naszego udziału.
- Nie spodziewałem się takiego zdania po tobie. Zawsze myślałem, że lubisz  wtrącać się we wszystko.
- Bo lubię. - uśmiechnęła się kącikami warg.- Jednak do tej akurat sprawy wolałabym nie. I tobie też to radzę. - zaczęła pakować swoje książki. - Idziesz do Wspólnego, czy masz tu jeszcze coś do załatwienia? Jakieś książki do poszukania, czy coś?
- Nie, idę z tobą. - odparł jakby zamyślony. Jako przykładny dżentelmen pomógł jej nieść książki. Szli rozmawiając przez korytarze, gdy usłyszeli jakiś trzask za plecami. W jednej chwili spojrzeli za siebie, jednak nie zauważyli tam nic dziwnego, niczego skąd mógłby ten dźwięk dochodzić.
          Po krótkiej chwili znaleźli się przy portrecie Grubej Damy, gdzie minęli Victoire, żegnającą się z Johnem. Ten widok w ostatnich dniach był normalką,  jednak zszokowało ich to, co zastali w Pokoju Wspólnym. Gdy tylko przeszli przez portret Grubej Damy, ujrzeli Teddy'ego czule obejmującego Margaret McGonagall.
- No, no, nieźle Lupin. - powiedziała Julie do siebie, bo Teddy nie miał szansy tego dosłyszeć. - Ciekawa jestem co na to Victoire...
- Będzie ciekawie, nie ma co. - mruknął Jake zgadzając się z dziewczyną.

2 komentarze:

  1. Teddy i jego pomysły... Będzie śmiesznie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!
    Zgadnij kto to...
    Oczywiście anonimek Ola!
    Kobieto uwielbiam Cię! Dziękuję za życzenia :* Czyżbyś chciała połączyć Blacka i Blue? Kolorystycznie w sumie pasują :P. A tak na serio to by było ciekawie jakby byli razem. ZDRADA W RODZINIE WEASLEY! Hehe... Victoire niech sobie chodzi z tym idiotom (czytaj. Jo) ale żeby przyjaźniła się z całym Domen Węża? I jeszcze żeby siedziała u nich w pokoju? Przesada... Nie no żartuje! Bardzo fajnie to piszesz i ciekawy pomysł. Jednak ( nie obraź się :P) Teddy ma jeszcze lepsze te pomysły. Jestem ciekawa jak Tori zareaguje jak zobaczy jak Ted się migdali z inną.. Oj będzie się działo! Hehe... Tak więc weny i szybko wracaj!
    PS. Chciał skomentować na tamtym blogu ale piszę ze smartfona te komy i nie mogłam dać, że piszę jako anonim :( Ale tamten blog jest bardzo fajny, ciekawy itp. itd. Prolog wzruszający... Ale ok. nie rozmazuje się tylko czekam na nexta ;)( w obu blogach)

    OdpowiedzUsuń