Kalina piątkowy wieczór spędzała siedząc na parapecie okna, znajdującego się na szóstym piętrze. Swoją drogą uwielbiała przesiadywać na parapetach, szczególnie tych okien, które znajdowały się na wyższych piętrach. Mogła stamtąd podziwiać wspaniałe widoki na rozciągające się wokół Hogwartu tereny. Obok siebie porozkładała książki i powtarzała sobie materiał z obrony przed czarną magią. Ciągle miała problem z opanowaniem kilku różnic programowych między Hogwartem a Durmstrangiem. Na szczęście nauczyciele byli całkiem wyrozumiali w tym względzie i dali jej trochę czasu na przyswojenie rzeczy, które reszta grupy już wcześniej przerabiała.
Poza tym ostatnimi czasy nie czuła się za dobrze w Pokoju Wspólnym. Niby wiedziała, że Weasley nie obwinia jej za rozstanie Lupin i Pottera, jednakże Cassia, która zwykle znajdowała się w pobliżu Victoire, już nie była tak przyjaźnie nastawiona. Zwykle w jej obecności uparcie milczała lub szybko odchodziła przesyłając jej wymowne spojrzenie. Dlatego Krum wolała trzymać się od nich z daleka. Natomiast Nate traktował ją zupełnie jak powietrze, podejrzewała że nie chciał jeszcze bardziej podpaść swojej byłej. Tylko Teddy i Jake traktowali ją cały czas tak samo, jakby nic się nie stało. Z daleka się z nią witali i pytali co u niej słychać. W sumie naprawdę nic się nie stało, przecież ona tylko rozmawiała z Potterem, a to jego dziewczyna zrobiła całą aferę nie wiadomo o co. Przepisując się tu z Durmstrangu liczyła, że w Hogwarcie w końcu odnajdzie swoje miejsce, a w rzeczywistości czuła się zupełnie tak samo. Obco, jakby tu nie pasowała.
- Można się przysiąść? - jej rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez nieco piszczący głos stojącej przy niej dziewczyny. Kalina była tak zatopiona w myślach, że dopiero teraz ją zauważyła. Nowoprzybyła była raczej niskiego wzrostu oraz posiadała długie do pasa, całkiem proste, kruczoczarne włosy. Jej orientalną urodę podkreślały lekko skośne oczy, które jednak nie były, jakby można było się spodziewać czarne, a szare. Po kolorach na mundurku Krum domyśliła się, że jest z Ravenclawu.
- Jasne. - Bułgarka przesunęła książki robiąc jej miejsce.
- Jestem Charlotte. Charlotte Diggory. - tamta wyciągnęła rękę, uśmiechając się. - Dla przyjaciół Char. Wiem, że jesteś nowa, pewnie jeszcze nie wszystkich kojarzysz. Szczególnie nie ze swojego domu. Chodzimy razem na starożytne runy i kilka innych przedmiotów.
- Kalina. Kalina Krum. - zeszła z parapetu i podała jej rękę.
- Wiem, tata opowiadał mi o twoim tacie. Nad czym siedzisz?
- Obroną. Na to też chodzimy razem?
- Tak, także w razie problemów pytaj. Podejrzewam, że nie jest łatwo się przestawić z nauczania w jednej szkole na inną. Z obrony radzę sobie nie najgorzej, także w razie problemów pytaj. Gorzej z zielarstwem, nie mam pojęcia dlaczego, ale zupełnie nie mam do niego talentu. No, ale przecież nie można być dobrym ze wszystkiego, nawet jeśli jest się Krukonem, prawda? - mrugnęła dając Kalinie do zrozumienia, że żartuje. Potem usiadła obok i otworzyła książkę.
- Tori, ile razy mam ci powtarzać, że nie potrafię tego zapomnieć? - Cassia była już zirytowana. Jej przyjaciółka po raz kolejny poruszyła trudny temat. - Daj już spokój.
- Cass to ty powinnaś już dać sobie z tym spokój i ich przeprosić. Oni naprawdę nie zrobili nic złego. - wtrącił się Teddy. Siedzieli akurat w trójkę przy kominku w Pokoju Wspólnym.
- I ty bracie przeciwko mnie?
- Cass jeśli nie masz racji, to moim obowiązkiem jako twojego starszego brata jest uświadomienie ci tego. - wytknął do niej język. - Tak więc ogarnij się siostrzyczko i dogadajcie się jakoś.
- Proszę was, skończcie już ten temat. - dziewczyna złapała się za głowę. - Nie mam ochoty słuchać tego po raz kolejny.
Miała już dość słuchania kazań od brata i przyjaciółek, tym bardziej, że im dłużej się nad tym zastanawiała, tym więcej widziała ich racji w tym wszystkim. Zaczynało jej być przykro, że się tak uniosła i to chyba niepotrzebnie. Mimo wszystko zupełnie nie wiedziała jak to wszystko odkręcić, żeby było tak jak dawniej. Jednakże słowo przepraszam jakoś nie chciało przejść jej przez gardło. W końcu z drugiej strony oni przecież też byli winni. Mniejsza, lepiej to zostawić i skupić się na czymś innym. Zapomnieć o tamtym, może jakoś samo się rozwiąże.
- Tak w ogóle gdzie jest Julie? - zapytała w końcu.
- A jak myślisz? - Victoire poprawiła włosy. - Zaszyła się w bibliotece zaraz po obiedzie. Właśnie… Teddy pomógłbyś mi ze zmienianiem sowy w but? Ostatnio wyszedł mi pierzasty but z dziobem.
Na to chłopak z uśmiechem pokiwał głową. Nie od dziś było wiadomo, że z transmutacją Weasley miewała pewne problemy.
- To ja pójdę zobaczyć jak tam Julie. - stwierdziła Cassia.
Jake wesoło pogwizdując przemierzał korytarze Hogwartu, szukając Julie. Umówili się pół godziny wcześniej w Pokoju Wspólnym, jednak dziewczyna nie pojawiła się. Chociaż szukanie raczej było tu zbyt mocnym określeniem, gdyż doskonale wiedział, gdzie dziewczyna się znajduje. Oczywiście w bibliotece. Od dobrych dwóch tygodni spędzała tam każdą wolną chwilę na powtarzaniu sobie materiału do SUMów. Jego skromnym zdaniem nieco przesadzała. Egzaminy egzaminami, ale no bez przesady, żeby tyle czasu spędzać z książkami na ponad dwa miesiące przed nimi. On zaczął się uczyć dwa tygodnie przed i jakoś zdał bez problemu. Tłumaczył jej to setki razy, ale zawsze kończyło się to kłótnią. Tak więc wolał zostawić ten temat i udawać, że wcale mu nie przeszkadza, że więcej czasu spędza z zakurzonymi książkami niż z nim.
Wszędzie było pusto, zresztą trudno się dziwić. Było już po kolacji, a do ciszy nocnej brakowało zaledwie dwudziestu minut. Jak się nie pospieszy to szlaban murowany. Filch tylko na to czekał od dłuższego czasu.
Wchodził właśnie na czwarte piętro, gdy poczuł jakiś dziwny niepokój. Zupełnie jakby ktoś go obserwował. Przystanął i rozejrzał się czujnie. Korytarz był całkiem opustoszały i wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Wiszący obok obraz przedstawiający biesiadujących czarodziejów także wyglądał tak samo jak zwykle. Żaden z biesiadników nie wydawał się zainteresowany niczym poza swoim jedzeniem. Ciszę przerywało tylko tykanie starego zegara stojącego przy ścianie, który wiecznie się spóźniał. W końcu Black doszedł do wniosku, że coś mu się wydawało, wzruszył więc ramionami i poszedł dalej, w stronę biblioteki. Może gdyby się odwrócił zauważyłby kilka cieni, które podążyły za nim.
____________
Po długim czasie w końcu jest, od kilku dni czekał aż dopiszę parę zdań i dodam. Tak jeszcze rozdziału nie pisałam. Najpierw ostatni fragment, potem ten pierwszy, a środkowy dopiero na końcu. Dziękuję Wam za komentarze na tym blogu, a także na tym drugim (na którym mam nadzieję za niedługo coś się pojawi) i chciałabym Wam życzyć wszystkiego dobrego w nowym roku. :) Prawie bym zapomniała. Poza tym ostatnio liczba wejść przekroczyła 20.000 za co także dziękuję :)
PS.: Trzymajcie za mnie kciuki na egzaminach :D
____________
CIĄG DALSZY
dopisany 23.03.2016r.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę. - Jake Black uśmiechnął się ciepło do swojej dziewczyny, która siedziała w kącie biblioteki otoczona całą masą książek. - Wiesz, że lada moment zaczyna się cisza nocna?
- Juuuż? - zdziwiona Julie zrobiła wielkie oczy patrząc na wiszący naprzeciwko niej zegar. - Ale miałam jeszcze dziś powtórzyć zwodniki!
- Powtórzysz je jutro. - stwierdził pomagając jej zbierać porozkładane książki. Uważał przy tym, żeby nie pogubić zakładek, którymi zaznaczała ważne strony.
- Nie zdążę… - panikowała dalej dziewczyna pakując się. - Zobaczysz, że nie wyrobię się z powtórzeniem całego materiału i nie dam rady zdać tych egzaminów.
- Zdasz Julie, nie panikuj. - chłopak przewrócił oczami. Ten jej zapał do nauki bywał denerwujący.
Obładowani książkami wyszli z biblioteki.
- Te książki ważą chyba z tonę! - marudził Black. - Poważnie Jules, zacząłem uczyć się dwa tygodnie przed sumami i jakoś zdałem je na całkiem niezłym poziomie. Nie siedziałem cały czas w książkach.
- Widocznie dopisało ci szczęście. - mruknęła pod nosem przyspieszając kroku, irytowała ją ta rozmowa. Akurat w kwestii nauki jakoś nie potrafili się dogadać.
Nagle zatrzymała się. Zrobiła to tak raptownie, że idący za nią Jake wpadł na nią. Ona nie zwróciła jednak na to uwagi. Kiedy otrząsnęła się z szoku, z przerażeniem w oczach podbiegła do leżącej na podłodze postaci.
Koffam,koffam,koffam! Świetny jak zwykle rozdział! Już po prologu zżerała mnie ciekawość to co teraz jak muszę czekać na notkę😌 Masz talent!
OdpowiedzUsuńWeny życzę😉
~Paprotka♠
Matko ja to mam wyczucie,nie powiem �� Oczywiście jak dodałaś rozdział to ja oczywiście nie patrzyłam wtedy na bloga i przychodzę z praktycznie 2 tygodniowym opóźnieniem ��
OdpowiedzUsuńMatko jest 0:39 czytam tą końcówke i jestem zestrachana serio. Taka mądra ja ��
Kalina jest świetna, kocham ją �� I coś czuję, że się zaprzyjaźni z Charlotte *mam nadzieję, że dobrze napisałam ��*.
Widzę duży postęp w Twoim pisaniu. Brawo ��
Czy tylko ja tak mam, że jak czytam "Lupin" czy "Potter" to nie myślę o Cass czy Nate'cie tylko o Harrym czy Remusie? ����
Dobra odbija mi bo ferie i wolne ��. Czekam z niecierpliwością na next i życzę weny ;* ~Anonimek Ola ����